02.10.2023 14:08

Adam Lamentowicz: powinniśmy usiąść i zacząć mówić jednym głosem [WYWIAD]

Adam Lamentowicz od czerwca odpowiada za obecne i przyszłe operacje Superbet na rynkach zagranicznych, w tym m.in. Polsce, Serbii, czy Chorwacji. – Od wielu miesięcy rozmawiamy z Ministerstwem Finansów, KAS, czy innymi operatorami. Musimy mówić jednym głosem, żeby klient wiedział, który operator jest legalny, a który nie – przyznał w wywiadzie dla Interplay.pl.

Udostępnij
Adam Lamentowicz, szef Superbetu

Jakub Kłyszejko, redaktor naczelny Interplay.pl: Od jakiegoś czasu pana obowiązki wykraczają poza Polskę. Proszę powiedzieć coś więcej o umowie z Nikolą Jokiciem. W jaki sposób udało się go namówić na współpracę?

Adam Lamentowicz, VP Superbet International, Prezes Zarządu Polskiej Izby Gospodarczej Branży Rozrywkowej i Bukmacherskiej: – Bardzo cieszymy się, że Nikola się zgodził. Nie nastąpiło to w pięć sekund. Musieliśmy wypracować formułę i wyeksponować wartości naszego brandu na innych rynkach. Mieliśmy wiele spotkań i rozmów. Odpowiedzialność społeczna była dla niego kluczowa. To jeden z dwóch bohaterów narodowych Serbii obok Novaka Djokovicia. Nie chciał związać się z firmą, która nie dba o wartości.

Jego wizerunek będzie eksponowany również w Polsce?

– W tym momencie umowa obowiązuje na rynku serbskim. Jest jednak możliwość rozszerzenia.

Pomoże wam podbić Serbię?

– Serbia jest teraz dla nas takim projektem, jak Polska trzy lata temu. Wchodzimy tam z jasnymi celami. Chcemy szybko zbudować rynek. Jesteśmy jednym z niewielu operatorów, którzy działają jedynie online, bez sieci retail. Bardzo ważne jest wypracowanie zaufania. W Serbii nadal dominuje gotówka. To trochę jak Polska w początkowych latach dwutysięcznych. Musimy pracować nad zmianą świadomości.

U nas też nie brakuje wyzwań. W jaki sposób działać, aby zwalczać szarą strefę? Na czym grupie Superbet, jako jednemu z czołowych polskich bukmacherów, najbardziej zależy?

– Są dwa elementy. Powinniśmy wspólnie pracować z regulatorem oraz wszystkimi interesariuszami rynku nad nową ustawą. Obecna jest z 1992 roku, przez te 31 lat były do niej tylko dwie poprawki. Druga z nich weszła w życie w kwietniu 2017 roku. Dała impuls dla rynku, ale ta formuła się wyczerpała.

Co jest kluczowe?

– Wprowadzenie podatku GGR bez względu na to, czy miałoby to być 30, 35, czy 40 procent. To najskuteczniejsza forma doprowadzenia rynku do konkurencyjności. Dla wszystkich podmiotów. Sprawi to, że polski rynek stanie się dużo bardziej atrakcyjny. To potwierdzona na całym świecie metoda najskuteczniejszej walki z szarą strefą. Bardzo dużo dobrego zostało zrobione na polskim rynku, jeżeli chodzi o atrakcyjność produktową. Wszyscy bukmacherzy się do tego przyczynili. Nie mamy się czego wstydzić.

Jednak bez zmian podatkowych ani rusz?

– Całą masę rzeczy możemy robić już dzisiaj. Załóżmy hazardowy fundusz gwarancyjny. To element uwiarygodnienia wszystkich legalnych podmiotów pod jednym parasolem. Wszyscy opłacają swoje zezwolenia do Ministerstwa Finansów. Połączmy te środki z odpowiednimi zabezpieczeniami po stronie Totalizatora Sportowego i stwórzmy jeden duży fundusz hazardowy, na wzór Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. On da pewność, że środki u legalnych bukmacherów są bezpieczne. Damy graczom pozytywny sygnał i bezpieczeństwo, jeżeli na przykład któryś z bukmacherów przestałby funkcjonować. Zwróćmy uwagę, że trzy firmy w ostatnim czasie zniknęły. Nie ma już Totolotka, wcześniej nie dał rady Milenium. To nie są dobre sygnały. Drugą rzeczą jest kampania informacyjna. Od wielu miesięcy rozmawiamy z Ministerstwem Finansów, KAS, czy innymi operatorami. Musimy mówić jednym głosem, żeby klient wiedział, który operator jest legalny, a który nie.

Nie powinno najpierw być tak, że przedstawiciele wszystkich bukmacherów jednoczą się, siadają do jednego stołu i wypracowują wspólne stanowisko?

– Większość bukmacherów już dzisiaj tak robi poprzez działania izby. Mamy jasne sygnały od bardzo dużych brandów, które świadomie dzisiaj nie oferują swoich usług w szarej strefie i liczą na zmiany. One chcą inwestować w polski sport. Powinniśmy wszyscy usiąść i zacząć mówić jednym, silnym głosem. W Niemczech jest 5-procentowy podatek od obrotu z uwolnionym kasynem. W Polsce jest jasne, że na dzisiaj regulator nie chce uporządkować tego rynku. Możemy poszerzać katalog gier wirtualnych i pochylić się nad systemem podatkowym. Mówimy o tym od wielu lat. Najważniejsze, żeby wspólnie wypracować postulaty. Trzeba dojść do porozumienia, a nie tylko przyjść ze swoimi pomysłami.

Jakie błędy są popełniane przez branżę bukmacherską?

– Dzisiaj idziemy w dobrą stronę. Rynek się mocno zmienia. Kilka lat temu mieliśmy czterech operatorów, a cała branża była zabetonowana i trochę skostniała. Dzisiaj mamy 22 licencje. Oczywiście nie wszyscy aktywnie działają, ale jest około 10 bardzo aktywnych firm. Każda ma swoje wyróżniki. Powinniśmy zapomnieć o sporach, bo mamy wspólny cel oraz przeciwnika, czyli szarą strefę. Interes branży nie ma kolorów brandowych ani politycznych. Jako dojrzali operatorzy rozmawiajmy o prawdziwych rozwiązaniach.

Świat nam odjechał?

– Trochę wstyd, że Polska jest takim ogonem. Aż 12-procentowy podatek od obrotu był wypracowany w 1992 roku, po analizie branży loteryjnych. Większość krajów miała wtedy takie rozwiązanie, ale to się zmieniło. Przyszedł Internet, nie ma już granic, również dla biznesu. To nierealne, aby zmniejszać szarą strefę poprzez blokowanie płatności czy IP. Najskuteczniejszą metodą jest dawanie klientowi tego, na czym mu najbardziej zależy. On zawsze chce grać legalnie i bezpiecznie. Zależy mu, żeby środki były reinwestowane w sport, a także działania CSR. Wtedy nie ma przegranych.

Nie ma granic też dla Superbetu. W ostatnim czasie wiele waszych pieniędzy trafiło do polskiego sportu.

– To bardzo duża inwestycja. Zwróćmy uwagę, ile polskich firm może sobie na coś takiego pozwolić. Jesteśmy bardzo dużą grupą gamingową, która działa w kilku krajach, w których ma pozycję lidera. To rynki dojrzałe, duże, generujące duże zyski. Dla nas wejście do Polski i zrobienie znaczących inwestycji nie było żadną barierą. Nie patrzmy jednak krótkowzrocznie. Walczmy o środowisko biznesowe, które da możliwość funkcjonowania również mniejszym podmiotom. Jeżeli stworzymy coś, co tylko wymaga inwestycji, to skończymy na rynku, gdzie dostęp do kapitału będzie ograniczony do kilku firm.

Porównujecie się do innych? Chcecie jak najszybciej dołączyć do liderów rynku, czyli STS i Fortuny, czy wręcz przeciwnie i na razie nie stawiacie sobie żadnych ram czasowych?

– Robimy wiele rzeczy inaczej. Mocno stawiamy na gry free to play. Do naszej komunikacji dołożyliśmy sporo elementów lifestylowych. Część konkurentów korzysta z naszych inspiracji, ale to tylko cieszy. Naszym celem jest długoterminowa rentowność i znaczne udziały rynkowe. Po drugim kwartale było to blisko 18 procent, zobaczymy, gdzie będziemy po trzecim. Naszym celem jest podium, ale chcemy budować skalę. Przy dzisiejszym podatku jedyną formą długoterminowego bezpieczeństwa finansowego spółki jest duża skala obrotu. Im szybciej, tym lepiej. Mieliśmy przykłady firm, które robiły to dość wolno. Często nie kończy się to dobrze. Świadomie zainwestowaliśmy znaczne środki i dalej będziemy to robić.

Świadomość jest też po to, aby gracze jak najszybciej dowiedzieli się, że jesteście legalną, wypłacalną i pewną marką?

– Podstawą naszej działalności jest produkt. Obiektywnie mówiąc, wyróżnia się na rynku. Jednak, żeby on mógł zaistnieć, są konieczne działania. Osiągnęliśmy pierwsze cele: mamy badania rozpoznawalności marki, znamy wybory klientów. Cały czas pracujemy nad dalszymi innowacjami. Polski rynek jest duży. W momencie, gdy szara strefa przeobrazi się w legalną, mamy  1,5 miliona dodatkowych klientów. Użytkownik chętnie będzie korzystał z innowacyjnych rozwiązań. Musi tylko zobaczyć, że jest to dla niego atrakcyjne. Również z punktu widzenia wysokości wygranych.

Myślicie o kolejnym „dużym” ambasadorze na polski rynek?

– Mamy ich kilku. Są Jurek Dudek, Sławek Peszko, Tomek Smokowski. Niedawno dołączył Mateusz Borek. To dobry zestaw, który fajnie łączy się z naszymi kanałami. Na razie jesteśmy w dobrym miejscu z marketingowego punktu widzenia. Chcemy, żeby nasza lokomotywa nadal pędziła.

Wspomniał pan o lokomotywie, to zapytam o Lecha Poznań. Jesteście zadowoleni ze współpracy z Kolejorzem? Lekkim niedosytem jest chyba brak awansu do europejskich pucharów.

– Taki jest sport i to się zdarza. Mnie bardziej zależy, aby Lech szybko się podniósł i walczył o najwyższe cele w Polsce. To, jak ma zorganizowaną akademię, jak zaangażowana jest społeczność… To przemówiło na korzyść wspólnego działania.

Kibicom spodobało się właśnie wasze wsparcie dla akademii i to, że chcieliście poznać, w jaki sposób funkcjonuje klub.

– Dość długo wsłuchiwaliśmy się w rytm serca kibiców. Nie podeszliśmy do tego na zasadzie, że wchodzimy w Lecha i tyle. Analizowaliśmy, co jest ważne, wiele razy spotykaliśmy się z ludźmi z klubu. Oglądaliśmy, jak funkcjonuje akademia i chcieliśmy wypracować metodę, która z jednej strony wesprze rozwój klubu, a z drugiej będzie brała pod uwagę, że jesteśmy bukmacherem, a tam też jest młodzież. Wkładamy w to dużo serca i pracy. Na jednym z innych rynków stosowałem formułę, że my sponsorujemy klub, a razem z kibicami wspieramy akademię. Chcemy to stosować w innych krajach. Cel umowy jest dwojaki: budujemy rozpoznawalność marki i pokazujemy, że można aktywizować sponsoring w zupełnie inny sposób, niż tylko umieszczanie logotypu na koszulce. Testujemy pewien koncept na rynku europejskim, który jest trochę zaczerpnięty zza oceanu.

Chcecie amerykanizować polską bukmacherkę?

– Tam sport jest częścią społecznego życia. Marzy mi się, żeby na polskie stadiony przychodzić dużo wcześniej, dzień meczowy traktować jako piknik, spędzać sporo czasu z rodziną. Sam mecz jest tylko elementem. Chciałbym, żebyśmy w Polsce byli częścią tej zmiany.

Udostępnij
Jakub Kłyszejko

Jakub Kłyszejko