Akimow co czwartek, czyli branża rozrywkowa pod lupą
Dzień dobry, witam Państwa - tak należałoby się przedstawić. Jako redaktor naczelny Interplay chciałbym zapoczątkować swój publicystyczny cykl, który mam nadzieję będzie ukazywał się co czwartek, jak sama nazwa mówi. Zapewne całość cyklu przyjmie formę felietonu. Czasami być może będę skakał po wątkach, a czasami całość wpisu poświęcę tylko dla jednego zagadnienia. Myślę, że na tym rynku brakowało czegoś takiego, by czasami przedstawić dany temat w prostej i przystępnej dla każdego formie.
Branża w czasach kryzysu
Teraz na ustach wszystkich jest tylko jedno słowo – koronawirus. Cała branża rozrywkowa odczuwa go w podobny sposób. Firmy bukmacherskie po prostu nie mają co wystawiać w swojej ofercie, bo cały sport stoi. W przypadku polskiej branży operatorzy będą musieli korzystać z dobrodziejstwa esportu i właśnie teraz, w czasach kryzysu będzie on prawdziwym papierkiem lakmusowym dla określenia skali całego biznesu. Podobnie sytuacja będzie wyglądała ze sportami wirtualnymi, które nie oszukujmy się, ale są tylko marnym zamiennikiem prawdziwego kasyna. W tym wszystkim przeraża mnie również skala tego, jak operatorzy prześcigają się w próbie docierania do nowych i obecnych graczy ze swoją ofertą promocyjną. Zakłady bez ryzyka na sporty wirutalne, reload bonusy, freebety – to wszystko powoduje, że koszty pozyskania gracza, które w Polsce i tak są relatywnie wysokie, osiągają obecnie niebywale wysokie poziomy. Efekt będzie taki, że klient będzie krążył pomiędzy operatorami niczym ktoś, kto chce kupić ekskluzywny samochód, ale ostatecznie nie będzie wiedział na jaką markę się zdecydować i na koniec zostanie przy podróżowaniu komunikacją miejską.
Kasyna stacjonarne są zamknięte i nie wiadomo jak sytuacja będzie wyglądała w kolejnych miesiącach. Raczej z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy powiedzieć, że do maja nic się nie zmieni. Będziemy siedzieć w domach, wiele biznesów dalej będzie zamkniętych, a przy okazji wspominane kasyna. Raptem przedwczoraj poruszaliśmy wątek kasyn w Las Vegas i dla mnie, człowieka związanego całym swoim życiem z branżą, żyjącym tym na co dzień, jest to pewnego rodzaju symboliczny moment. Sceny, które znamy z filmów, z popkultury, z piosenek – Las Vegas, stolica światowego hazardu po prostu zamiera. Setki tysięcy ludzi zostanie bez pracy, wpływy do budżetu państwa skurczą się do zera, tego nie przewidział nikt nawet w najczarniejszym scenariuszu. Kasyna w Las Vegas żyją w dużej mierze z turystów, którzy zbudowani legendą chcieli spróbować szczęścia w jednym z tych cudownych przybytków. Powrót do poprzedniego stanu może potrwać miesiące, a może nawet lata! W Polsce wszystkie kasyna stacjonarne mogą zatrudniać ok. 5 tys osób – to są w głównej mierze krupierzy, barmani, managerowie i poboczna obsługa. Bez pomocy, ci ludzie mogą stracić swoją pracę. Nie zapominajmy również o absurdalnych warunkach, w których kasyna ubiegają się w Polsce o licencję, ale to temat na inny wpis.
Bukmacherzy pod presją
Na każdym kroku mówi się o tym, jak branża bukmacherska w Polsce jest trudna. Zyski czerpią tak naprawdę dwie firmy, a reszta może mieć tylko nadzieję, że ich sytuacja się zmieni. Nieustanna praca dzień po dniu, ulepszenia swojego produktu i wychodzenie z projektami nieszablonowymi potrafi zaprocentować. Pozostałe firmy, które patrzą na rynek minimalistycznie, będą po prostu przegrywać i nieustannie dokładać do biznesu. Niektórzy w ten biznes włożyli już tyle, że nigdy nie będą w stanie wyciągnąć zainwestowanych pieniędzy. Matematycznie się to po prostu nie dodaje. Jedyny plus z działalności takich firm to dawanie miejsc pracy dla ludzi i wpływy do budżetu państwa z tytułu podatku od gier i podatków pośrednich.
Nie wiemy, ile sytuacja z wirusem jeszcze będzie trwała. Czy rozgrywki sportowe w Azji przyśpieszą, czy ludzie w czasach kryzysu będą myśleli o rozrywce. Takiej sytuacji nie są w stanie przewidzieć żadne modele matematyczne i głosy ekspertów branżowych (dlatego też jestem tak sceptyczny we wszystkich rokowaniach rynkowych i wzrostach obrotów) bywają po prostu nietrafione. Teraz każdy dzień pisze tak naprawdę swoją historię, bo nie wiemy czy gracze danego bukmachera rzucą się do obstawiania III ligi siatkówki z Bangladeszu, czy zwrócą swoją uwagę w kierunku zakładów wirtualnych, czy po prostu przestaną grać. Nasuwa mi się również jedna myśl. Wiele firm krąży tak naprawdę na granicy rentowności, wielu inwestorów musi dokładać do swoich biznesów, ale w przypadku tak niskich przepływów środków wyobrażam sobie sytuację, w której wszyscy klienci danego bukmachera postanowiliby wypłacić swoje środki. Będąc szczerym – myślę że kilka mniejszych podmiotów by tego nie przetrwało.
Mój żal do rządzących i Ministerstwa Finansów
Poprzedni fragment tekstu mógł trochę zabrzmieć jak pretensja skierowana w stronę bukmacherów, że nie potrafią prowadzić swojego biznesu w sposób należyty. To błąd. Może kilku bukmacherów działa w sposób niewłaściwy, ale zdecydowana większość stara się podążać właściwą ścieżką. Ich kreatywność jest przeolbrzymia, ale hamują i obciążają je realia podatkowe i prawne w naszym kraju. Do znużenia powtarzamy problemy związane z pobieraniem opłat za wyniki sportowe, niemożliwością odliczania VAT czy podatkiem obrotowy, który jest najwyższym w całej Europie. Wszystkie te trzy elementy w największej mierze składają się na to, że ten biznes jest szczególnie niewdzięczny w utrzymaniu rentowności. Gracze często bywają niezadowoleni i obciążają bukmachera, że to ich wina, że pobierany jest 12-procentowy podatek, a bukmacherzy na koniec dnia i tak wychodzą na minus. To często przypomina walkę o przetrwanie i próbę wyczekania lepszych czasów.
Tymczasem szara strefa dalej jest większością. Niedawno Ministerstwo Finansów powoływało się na dane spółki H2 Gambling Capital, które szarą strefę w 2019 w Polsce określiło na 5,5 mld złotych, co miało stanowić zaledwie 37% całego rynku. Biorąc pod uwagę tylko zakłady wzajemne przez internet, rynek ten miał wynosić 0,5 mld zł, co ma stanowić 8,8% rynku. Przepraszam, ale jak dla mnie to brzmi jak usprawiedliwianie braku podejmowania zdecydowanych działań. Chwalimy się liczbą blokowanych domen, ale nic z tego nie wynika. Znajdźmy zatem argumenty, które udowodnią skuteczność podejmowanych przez nas działań. Według naszych wyliczeń, które przedstawimy w szczegółowym raporcie w najbliższych tygodniach wynika, że szara strefa w Polsce to dalej ok. 60% wartości całego rynku! Wnioski nasuwają się same, że bez zmiany systemu opodatkowania firm hazardowych w Polsce, sytuacja ta w ogóle się nie zmieni, a w przypadku upadku niektórych firm może być jeszcze gorzej.
Polski gracz nie jest do końca świadomy tego, które firmy są legalne, a które nie. Obowiązek informowania o konsekwencji gry u nielegalnych operatorów spoczywa jednak na tych legalnie działających podmiotach. Trzy rzeczy które muszą wybrzmieć na claimie pod większością kreacji reklamowych w Polsce zna chyba już każdy pracownik firmy bukmacherskiej, ale nie klient.
Klient nie może wiedzieć, że jedynym legalnym kasynem online w Polsce jest Total Casino, bo marka należąca do Totalizatora Sportowego nie ma możliwości szerokiej reklamy gdziekolwiek. Tymczasem, wchodząc na wiele sportowych serwisów, widzimy próby reklamowania swoich usług przez firmy zachodnie, które wykorzystują w tym celu social media czy reklamę programatyczną. Niedawno na twitterze post jednego z operatorów podał dalej sam Zbigniew Boniek. Skoro taki post widzi przeciętny klient, to w swojej głowie zaprogramuje, że korzystanie z usług takiej firmy może być legalne. W tym samym czasie Total Casino nie może się reklamować, posiadać swoich profili w mediach społecznościowych, a przecież mogłoby np. sponsorować polski sport i być widoczne np. na koszulce któregoś klubu z ekstraklasy. Dlaczego nie? Skoro mogą robić to bukmacherzy, którzy oferują wiele produktów kasynopodobnych. Kasyna stacjonarne z kolei nie mogą praktycznie podejmować żadnych działań marketingowych, a w branży znany jest przypadek, gdy jeden z klientów upuścił brandowany logo kasyna długopis, a kasyno zostało oskarżone o nielegalną reklamę. Przecież to absurd!
Za granicą kasyna online notują wzrost 20-30% obrotów, a nasza branża płacąca wysokie podatki, zatrudniająca wielu pracowników, musi mierzyć się z potężnym kryzysem. Ministerstwo Finansów przez wiele miesięcy i lat było totalnie głuche na sygnały płynące z całej branży, która sygnalizowała potrzebę zmian. Niestety w naszym kraju nie słucha się firm, bo wszelkie próby merytorycznej dyskusji mogą być odbierane jako lobbing. Przedstawiciele Ministerstwa Finansów wielokrotnie zapraszani są na spotkania branżowe, chociażby w ostatni czwartek, gdy odbyła się komisja ds. sportu w business centre club, gdzie zjawiło się wielu przedstawicieli operatorów, ekonomistów czy przedstawicieli mediów. Ministerstwo nie reaguje, a teraz jesteśmy świadkami konsekwencji, gdy pieniądze tak potrzebne w obecnym momencie, które mogłyby zostać w Polsce, po prostu uciekają do zagranicznych podmiotów.