01.06.2019 00:00

Bukmacherom żyje się lepiej

Obroty licencjonowanych bukmacherów rosną od czasu wprowadzenia nowelizacji ustawy hazardowej. Zakładać chcą się już nie tylko osoby, które dysponują małymi środkami na grę, ale także klienci bardziej zamożni.

Udostępnij
Bukmacherom żyje się lepiej

Lepszy czas dla bukmacherów nadszedł, gdy nowelizacja ustawy hazardowej z 2017 roku wprowadziła blokowanie witryn internetowych operatorów zagranicznych. Obroty legalnie działających firm wzrosły wówczas kilkukrotnie. Według "Stowarzyszenia Graj Legalnie"  w ubiegłym roku wynosiły 5,1 miliarda złotych, wobec 1,7 milarda dwa lata wcześniej. 

Największy udział w rynku mają STS (około 47) i Fortuna (około 33%). Prezes drugiej spółki, Konrad Komarczuk uważa, że rok był udany dla całej branży, a także zwraca uwagę, że nie było tak tylko z powodu mundialu: – Mieliśmy w ubiegłym roku ponad 1,5 mld zł przychodów ze sprzedaży, odprowadziliśmy przy tym 207 mln zł podatku od gier. Na poziomie EBITDA zarobiliśmy 76 mln zł. Cały rok był bardzo udany dla branży, a dla nas — czym sami byliśmy zaskoczeni — najbardziej udany był nie okres mistrzostw świata w piłce nożnej, tylko grudzień, gdy sprzedaż była rekordowa.

– Rosnące przychody to nie tylko efekt przechodzenia graczy z serwisów zagranicznych operatorów do licencjonowanych bukmacherów, ale też m.in. wzrostu popularności zakładów live i większej aktywności zarejestrowanych klientów… Choć w 2018 r. zaobserwowaliśmy także znaczny wzrost liczby i aktywności klientów VIP, którzy prawdopodobnie przenieśli się do krajowych operatorów z zagranicznych serwisów. Nie chodzi o „zawodowych” graczy, którzy obstawiają często i traktują to jako źródło dochodów, tylko o klientów ze znacznymi przychodami, którzy są w stanie stawiać po kilkadziesiąt tysięcy złotych na jeden kupon. To z punktu widzenia obrotów firmy znacząca grupa — odpowiadają za około 10 proc. GGR, czyli przychodu bukmacherów pomniejszonego o wygrane — dodaje Komarczuk na łamach Pulsu Biznesu. 

Nowelizacja ustawy hazardowej znacznie zwiększyła możliwości polskich firm bukmacherskich, a to oznacza, że powstaje coraz większa liczba bukmacherów. Licencję Ministerstwa Finansów posiada już 17 firm, a kolejnych 8 stara się o licencje. Konrad Komarczuk zaznacza jednak, że nie obawia się konkurencji, ponieważ jego zdaniem start na rynku jest bardzo trudny: – Wartość legalnego rynku szybko rośnie, ale start na nim nie jest ani łatwy, ani tani. Szacuję, że jeśli chce się to zrobić porządnie, to przez pierwszych kilka lat trzeba dokładać do biznesu po około 50 mln zł rocznie, bo nie da się zbudować rozpoznawalności bez dużych kontraktów sponsoringowych. My od drugiej połowy ubiegłego roku zaczęliśmy mocniej inwestować nie tylko w sponsoring, ale też w poprawianie świadomości marki dzięki kampaniom wizerunkowym m.in. w telewizji.

Czy wzrost wartości rynku internetowego oznacza odejście od punktów stacjonarnych? Nic z tych rzeczy, ponieważ prezes Fortuny podkreśla, że kolektury naziemne wciąż przynoszą ogromne zyski: – Na koniec tego roku chcemy mieć 680 czynnych punktów, z czego ponad 400 to placówki własne, a reszta — agencyjne. Sieć stacjonarna w kwietniu odpowiadała za 24 proc. naszych przychodów i pozostaje ważnym kanałem dotarcia do klientów. Modernizujemy placówki i przenosimy punkty do większych lokali o powierzchni 40-50 m kw. 

Cóż, wartość rynku bukmacherskiego zdecydowanie się zwiększyła w ostatnich dwóch latach, co wpłynęło na pojawianie się nowych firm. Trudno powiedzieć, czy wszystkie inwestycje były przemyślane, ale z całą pewność dla graczy nie mogło się stać nic lepszego. W końcu zdrowa i duża konkurencja oznacza lepszy produkt. 

Udostępnij
BB

BB