Ciąg dalszy afery korupcyjnej w hiszpańskiej piłce
Tydzień temu informowaliśmy o aferze korupcyjnej w hiszpańskim futbolu, w którą zamieszani są byli i obecni piłkarze La Liga. Wówczas hiszpańskie media przypuszczały, że ustawione mogło być nawet ostatnie spotkania La Liga pomiędzy Valencią a Realem Valladolid. Po małym śledztwie dziennikarzy "El Mundo" okazało się, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny.
Ostatecznie hiszpańska policja zatrzymała takie osoby jak: Raul Bravo (kiedyś m.in. Real Madryt), Borja Fernandez (Real Valladolid), Carlos Aranda (kiedyś Osasuna), Inigo Lopez (Deportivo, wcześniej Huesca), Samu Saiz (Getafe) czy Juan Galindo Lanuz (dyrektor do spraw medycznych w Huesce) i Augistin Lasaosa (prezydent Hueski). Wszyscy od prokuratora usłyszeli trzy zarzuty – przynależności do zorganizowanej grupy przestępczej, prania pieniędzy, a także korupcji. Zatrzymani nie znajdują się już jednak w areszcie, ponieważ wpłacili kaucje.
Dowody, do których dotarli dziennikarze "El Mundo" są bardzo twarde, ponieważ istnieje nagranie, na którym Carlos Aranda mówi do Fernandeza (kapitan Realu Valladolid) następujące słowa: – "Przyjacielu, niech Valencia wygrywa i do przerwy, i na koniec, ok? Przekupiliśmy siedmiu zawodników".
Chodzi o zawodników Realu Valladolid, piłkarze Valencii podobno nie byli wtajemniczeni w układ. Sam Aranda w dniu meczu widziany był w lokalu bukmacherskim, gdzie obstawił wygraną "Nietoperzy". Co ciekawe, jak wynika ze śledztwa, grupa przestępcza chciała, żeby Valencia wygrała obie połowy. I tak właśnie się stało, ponieważ podopieczni Marcelino wygrali 2:0 (bramki padły w 36. i 52. minucie).
Siedmiu piłkarzy Realu do ustawienia meczu przekonać miał Borja Fernandez, który rozgrywał swój ostatni mecz w karierze. 38-latek za udział w akcji miał zarobić minimum 50 tysięcy euro, co mimo wszystko wydaje się wyjątkowo niską kwotą.
Bezczelność – tym słowem najlepiej opisać byłego już kapitana Realu Valladolid. Bo jak inaczej wytłumaczyć jego słowa i łzy z konferencji prasowej po ostatnim meczu?
– Real Valladolid zaoferował mi kolejny kontrakt, ale doszedłem do wniosku, że już czas zakończyć przygodę z futbolem. Chcę zacząć cieszyć się nową rolą w klubie. Długo zastanawiałem się nad tą decyzją. Rozmawiałem z trenerem, z Ronaldo [właścicielem klubu]. W ostatnich miesiącach bardzo ciężko pracowałem, ale nie jest już łatwo utrzymać formę. Wiek robi swoje. Spędziłem w tym klubie wiele lat i jestem zachwycony, zostawiając go w najwyższej klasie rozgrywkowej. Czasy są trudne, ale kibice nas nie opuszczali. Chciałem im na koniec podziękować za to wsparcie – mówił Fernandez ze łzami w oczach.
Co dalej? Zanim sprawa trafi do sądu zapewne minie wiele miesięcy, a może nawet lat, ponieważ hiszpański system sądowniczy nie należy do najsprawniejszych. Już teraz jednak wiadomo, że ukarani, jeśli potwierdzą się dowody, zostaną tylko piłkarze. Tym samym Real Valladolid, którego właścicielem jest Brazylijczyk Ronaldo, na pewno nie zostanie zdegradowany. Cóż, dziwna sprawa, bo mimo wszystko w ewentualny przekręt zaangażowanych było nie jeden, dwóch, a siedmiu zawodników pierwszego składu.