Czeski Cieszyn, czyli Las Vegas dla Polaków
owy najazd Polaków na sąsiadów z południa. Tym razem nie chodzi o tańszy alkohol, ale hazard. Czeski Cieszyn to Las Vegas w miniaturze<br />
Nowy najazd Polaków na sąsiadów z południa. Tym razem nie chodzi o tańszy alkohol, ale hazard. Czeski Cieszyn to Las Vegas w miniaturze
Nie ma szans, żeby wejść z aparatem fotograficznym do salonu. Ochrona jest nieprzyjemna
Czeski Cieszyn, wczesne popołudnie. Salony gier, choć czynne przez całą dobę, na razie są jeszcze niemal puste. Ruch zacznie się tu dopiero wieczorem. Do salonów przyjdą nie tylko Czesi.
– U nas w Cieszynie takich salonów nie ma. Po drugiej stronie Olzy natknąć się można na nie na każdym kroku. Dlatego połowa graczy to Polacy. Oczywiście, nikt się nie chce przyznać, że chodzi grać za Olzę – mówi Władysław Orszulik, szef cieszyńskiego koła przewodników PTTK.
Bo hazard nie jest rzeczą, o której ludzie lubią opowiadać. W Czeskim Cieszynie grają wszyscy – od osób, które dopiero dostały do ręki dowód osobisty, po emerytów. Jednym z graczy jest 37-letni Marek z Cieszyna, właściciel niewielkiej prywatnej firmy. Dobrze zarabia, stać go na wizyty w salonie. Bywa w Czeskim Cieszynie raz, czasem dwa razy w tygodniu, zwykle w dni powszednie, kiedy jest trochę mniejszy ruch niż w weekendy. Gra w ruletkę. Parę razy zdarzyło mu się wygrać niewielkie kwoty, częściej przegrywa.
– Żona wie, ale nie robi mi wyrzutów. Nie przegrywam w Czechach majątku, niektórzy nasi sąsiedzi więcej wydają na totolotka – mówi.
Na pierwszy salon natykamy się zaraz po przejściu przez granicę. Dopiero go urządzają, na murze kamienicy nie ma jeszcze rzucającego się w oczy neonu. Nie ma też na drzwiach charakterystycznej tabliczki: wstęp tylko dla osób od 18 lat. Wystarczy jednak przejść kilkadziesiąt metrów dalej, by natknąć się na kolejny, już czynny salon. Jak wszystkie, ma przyciemnione szyby, trzeba wejść, by zobaczyć, jak wygląda w środku. Pod ścianą stoją automaty do gry. Barmanka nie bardzo chce rozmawiać. Tłumaczy: właściciel mieszka w Pradze, ale w środku są kamery. Jeśli dowie się, że rozmawiała z dziennikarzami, może mieć problemy.
– Idźcie do innego salonu, są na każdej ulicy. Najlepiej do takiego, w którym jest ruletka. W takich salonach Polaków jest najwięcej – mówi.
W kolejnym salonie nie wolno używać telefonów komórkowych, do środka nie wolno też wnosić broni. Oczywiście, nie ma mowy o sfotografowaniu błyszczącego, szklano-metalowego, gustownie urządzonego wnętrza.
– Ze względów bezpieczeństwa – mówi nam grzecznie, ale stanowczo recepcjonista.
Oprócz wielu automatów jest tam także ruletka. Jeśli dopisze nam szczęście, na automacie możemy wygrać nawet równowartość 2-3 tys. zł. Podczas gry w ruletkę wygrywa się mniejsze kwoty. Inaczej niż w poprzednim salonie automaty nie wyrzucają pieniędzy.
– My wypłacamy wygraną – mówią nam pracownicy lokalu.
Polacy to spora część klientów lokalu. Wielu pojawia się tam regularnie.
– Rozpoznaję już ich twarze, to nasi stali klienci, ale o to, skąd przyjeżdżają i czym się na co dzień zajmują, nie pytam. To ich prywatna sprawa – wzrusza ramionami recepcjonista.
Tylko w okolicy rynku doliczyliśmy się kilkunastu salonów gier. Kolejne są na peryferiach miasta, na osiedlach.
– Chodzę do niewielkiego saloniku na peryferiach miasta. Tam jest zawsze spokojniej, nie ma tylu ludzi. I bardziej swojsko, bo w tych lokalach w centrum panuje trochę sztywna atmosfera, jest tam sporo szpanerów, którzy zachowują się, jakby rzeczywiście przyjechali do Las Vegas – mówi 23-letni Jacek, przedstawiciel handlowy. – Myślę, że mimo tej całej otoczki tak naprawdę więcej jest w Czeskim Cieszynie zabawy niż prawdziwego hazardu – dodaje.