16.10.2006 00:00

Faworyt nie zawiódł

Trzygwiazdkowy turniej w Zielonej Górze zgromadził na starcie 25 zawodników.

Udostępnij


Trzygwiazdkowy turniej w Zielonej Górze zgromadził na starcie 25 zawodników. Wpływ na niewielką frekwencję miał nie tylko rozgrywany równolegle turniej tej samej rangi w Lublinie, ale i tygodniowa nieobecność czołowych zawodników kraju, szlifujących w Anglii formę na zbliżające się mistrzostwa świata. W tej sytuacji zdecydowanym faworytem zielonogórskiej „trójki” stał się wrocławianin Krzysztof Wróbel, w drabince turnieju rozstawiony z numerem jeden. Notowania Wróbla wzrosły zwłaszcza po wycofaniu się z gry rozstawionego z dwójką Marka Zubrzyckiego.

Faworyt nie zawiódł, grał szybko, widowiskowo i skutecznie. Pierwszy mecz wygrany do zera, w ćwierćfinale jednego frejma urwał mu zawodnik z Zielonej Góry, Michał Bieława. We wcześniejszej rundzie Michał ograł 3:2 własnego ojca, Marka Bieławę pokazując tym, że młodzież zamierza walczyć o laury bez kompleksów. Półfinał z wrocławianinem Sebastianem Palusem także do zera dla Wróbla. W finale, granym jak cały turniej do trzech wygranych, Wróbel bardzo dobrze rozpoczął mecz z Damianem Nitschke (Zielona Góra). Po pierwszym, szybkim frejmie (64:8) Nitsche rzucił przechodząc „To będzie najkrótszy finał w historii polskich turniejów”. I złośliwie wygrał drugiego frejma, demonstrując bliską ideału skuteczność w długich uderzeniach. 1:1. W trzecim frejmie Wróbel ponownie wskazał swojemu przeciwnikowi miejsce w szeregu. Na krótko, bo po czterech grach znów było remisowo, 2:2. W piątej, decydującej partii publiczność oglądała mecz dwóch równych, dobrych zawodników. Ku zaskoczeniu wszystkich, w tym samego siebie, z tej próby sił zwycięsko wyszedł Damian Nitschke! Podsumowując: faworyt nie zawodził – do czasu. Krzysztof Wróbel pierwszy złożył zwycięzcy gratulacje. Prawdziwi sportowcy lubią i potrafią wygrywać, a przy przegranej doceniają wartość przeciwnika.

Damian Nitschke coraz bardziej stylem gry, a ostatnio i skutecznością, przypomina swojego utytułowanego brata Marcina. Jeszcze jeden silny zawodnik w tym regionie kraju to dobry prognostyk dla lubuskiego snookera. Dzisiejsze zwycięstwo to pierwsza wygrana Damiana Nitschke w turnieju ogólnopolskim. Po odebraniu pucharu Nitschke dodał, że pewnie nie ostatnia. Sąsiedztwo silnych zawodników wrocławskich może w realizacji tych planów tylko pomóc.

Turniej to nie tylko zawodnicy z podium, to także ci, dla których podium jest na razie dalekim marzeniem. Mecz do trzech wygranych między zawodnikami z Zielonej Góry, Jarosławem Oleksym i Michałem Literskim, jest kolejnym dowodem, że prawdziwe sportowe emocje nie są zastrzeżone tylko dla spotkań, rozgrywanych przez zawodników szczytu list rankingowych. Obaj ci zawodnicy mieli na swoim koncie po jednym starcie w lokalnym turnieju, stosownie do sportowych zasług zgodnie dzielili dwieście sześćdziesiąte miejsce na krajowej liście snookerzystów. Przed rozpoczęciem gry można było przewidywać, że mecz będzie długi – i to wszystko. Pierwszego frejma z wyraźną przewagą wygrał Literski, drugiego również. Przebieg trzeciego zapowiadał podobne zakończenie, aż do brązowej bili. Wtedy na widowni pojawił się lnianowłosy szkrab płci żeńskiej, wysokości mniej więcej stołu snookerowego. Łamiąc wszelkie reguły obowiązujące widzów na meczach snookera szkraba podeszła do przegrywającego Oleksego i zapytała „Tatuś, wyglasz?”

Co młody ojciec ma odpowiedzieć wierzącej w niego córeczce? Jasne, że „wygla”. A słowo dane dziecku ma swoją wagę. Jarosław Oleksy rzeczywiście wygrał przegranego niemal frejma. Na czarnej wygrał również następnego, doprowadzając w meczu do remisu 2:2. Piąty frejm musiał być tym ostatnim. Po bardzo uważnej grze z obu stron doszło do sytuacji, gdy o zwycięstwie miała decydować czarna bila. O zwycięstwie we frejmie i w meczu. Tę najważniejszą bilę pojedynku wbił Oleksy, zamieniając słowo dane dziecku na awans do następnej rundy.

Przegrany w tym meczu, Michał Literski, to bardzo młody zawodnik. Gra w snookera od miesiąca, dopiero ma zamiar wstąpić jako uczeń do Akademii Snookera, prowadzonej w Zielonej Górze przez Marcina Nitschke. To właściwy krok. Na razie robi same błędy – w postawie, prowadzeniu kija, sposobie ruchu ramieniem grającej ręki. Jeśli ktoś kompetentny pokaże mu, jak te błędy wyeliminować, zanim wejdą one w nawyk, ten praworęczny zawodnik z dominującym lewym okiem – naturalny układ marzenie wielu zawodowców – może szybko zmienić swoje trzycyfrowe miejsce na liście rankingowej na zapisywane mniejszą liczbą znaków.

Warto wspomnieć o dwóch zawodnikach, którzy „nie musieli”. Nie musieli czekać na swoich przeciwników, którzy z niezależnych przyczyn nie mogli punktualnie zdążyć na swoje mecze. Obaj mogli przyjąć należny im walkowerem awans. Obaj zdecydowali się czekać z pełną świadomością, że ta decyzja niesie z sobą niemal pewną przegraną. Ci grający fair to zawodnicy ze Zgorzelca, Ernest Chodanionek i Wojciech Trzyna.

Krzysztof Kruk

Udostępnij
www.snooker.pl

www.snooker.pl