Gra jeszcze nie skończona!
Melrose Park, Ill. - W samym środku fabryki flipperów słyszę odgłosy jakich się spodziewałam. Poprzez całe 40tys. stóp kwadratowych powierzchni towarzyszy mi kakofonia dźwięków wydawanych przez łapki, grzyby, odbijaki i kulki. Dźwięk nigdy nie ustaje.
Melrose Park, Ill. – W samym środku fabryki flipperów słyszę odgłosy jakich się spodziewałam. Poprzez całe 40tys. stóp kwadratowych powierzchni towarzyszy mi kakofonia dźwięków wydawanych przez łapki, grzyby, odbijaki i stalowe kulki. Dźwięk nigdy nie ustaje.
Gary Stern twierdzi, że obecnie połowa maszyn produkowanych w jego fabryce trafia do prywatnych domów, a nie do salonów gier arcade.
To miejsce, Stern Pinball Inc. jest jedynym tego rodzaju na świecie. Swego czasu okolice Chicago były siedzibą kilku spółek masowo produkujących flippery i swoistą stolicą tego biznesu. Obecnie pozostał tylko Stern. Nawet i on jednak dzwoni i odbija wolniej: Stern, który dotychczas dostarczał ok. 27 tys. tych maszyn rocznie, zmniejszył produkcję do 10tys. sztuk.
Przyczyny tej sytuacji są podobne jak w przypadku innych automatów zręcznościowych – komputery zatrzymały graczy w domach. Dla miłośników flipperów to niezwykle bolesny upadek, choć w głębi duszy mają nadzieję, że sytuacja jeszcze się odwróci.
„To jedna z tych rzeczy, z którymi trudno mi się pogodzić,” – zwierza mi się Tim Arnold, który był jednym z operatorów salonów arcade w latach 70-tych, a ostatnio otworzył w Las Vegas muzeum non profit The Pinball Hall of Fame (Najsłynniejsze Flippery). „Jak można grać na telefonach komórkowych w trakcie pisania SMS-a? Nie pojmuję tego!”
„Takie rzeczy zabijają flippery,” – dodaje Arnold, „to nie znaczy, że ludzie przestali je lubić. Teraz po prostu nie ma gdzie na nich pograć.”
Wzdłuż linii produkcyjnej fabryki mieszczącej się na przedmieściach Chicago pracownicy szyją wiązki z kolorowych przewodów, wiercą dziury w drewnianych ramach, skręcają flippery, umieszczają żaróweczki w odpowiednich miejscach i montują zabawki na blatach.
Chociaż flipper ma swoje korzenie w osiemnastowiecznych automatach nazywanych bagatelle, to nie myślcie sobie, że jest to prosta maszyna. Każdy zawiera przewody łącznej długości 800m i 3500 drobnych elementów, których złożenie do kupy zajmuje ponad 32 godziny, czyli jak zwykł mawiać Prezydent Spółki, Gary Stern, więcej niż montaż Forda Taurusa.
Ostatni fliperowy magnat, Stern, to dowcipny, szybko mówiący 62-latek z plerezą długich siwych włosów w białych oprawkach okularów na mocno opalonej twarzy, objadający się żelkami przy biurku, który ostatnio stłukł żebro szusując na snowbordzie w Kolorado.
Fabryka Sterna to wymarzone miejsce pracy dla fana fliperów.
Niektórzy z projektantów siedzą w swoich oszklonych biurach umieszczonych wokół hali fabrycznej.
Pracownicy mają codzienny obowiązek 15 minutowej gry testowej na najnowszych fliperach w tzw. game roomie. Inaczej ryzykują burę od szefa, który zwykle mamrocze pod nosem, że jeśli pracuje się w fabryce flipperów to trzeba na nich lubić grać. Na specjalnej tablicy personel przypina swoje karteczki z uwagami do danego modelu, jak chociażby te z ostatnich dni: „łapka reaguje za miękko”, czy „głupi wyświetlacz”.
W laboratorium testowym zajmującym się fizyką tego wszystkiego srebrne kulki godzinami, samotnie obijają się w obudowach by sprawdzić wytrzymałość odbijaków, łapek i grzybów.
Ojciec Gary’ego, Samuel Stern zjadł zęby na flipperowym biznesie, początkowo w latach 30-tych, jako operator, gdy tylko pojawiła się pierwsza prosta wersja obecnie produkowanych maszyn. Wkrótce z produkcją flipperów ruszyły tuziny fabryk wspomina Roger Sharpe, czołowy specjalista w zakresie historii tych maszyn, autor wydanej w 1977 roku książki Pinball!
Wprowadzenie do flipperów łapek – spopularyzowanych poprzez automat Humpty Dumpty z 1947 roku – przyczyniło się do wielkiej fali popularności flipperów w latach 50-tych, 70-tych i wczesnych 90-tych.
„Wszyscy myślą o nich w kategoriach retro i nostalgia,” – mówi Sharpe – „ale to nieprawda. To wymyślna gra. Flipery są ponadczasowe.”
Być może nawet Stern zgadza się z tym, że zapotrzebowanie spadło. Prawdziwi gracze są wierni; International Flipper Pinball Association śledzi osiągnięcia graczy i tworzy ich międzynarodowy ranking. Zwykli gracze jednak wciąż odpływają.
„Cały przemysł gier coin-op już nie jest tym czym był” – mówi Stern.
Narożne sklepy, bary, puby, salony gier arcade i centra bowlingowe przestały kupować i eksploatować flippery. Młodzież skupiła się na grach komputerowych. Odbiorcami stali się ludzie w sile wieku, dodaje Arnold, który sam ma 52 lata.
Nabywca flipperów się zmienił.
W Stanach Zjednoczonych, dodaje Stern, połowa nowych maszynek w cenie ok. 5tys. USD, rozprowadzanych wśród dystrybutorów, trafia bezpośrednio do domowego użytku, a nie do salonów arcade. Prawie 40% produkcji przeznaczona jest na eksport do Francji, Niemiec, Włoch i Hiszpanii, a firma planuje dokonać inwazji na Chiny, Indie, Bliski Wschód i Rosję.
Stern mówi, że pomysł stojący za tą grą jest uniwersalny, trwały.
Zapytany o przyszłość, Stern robi znaczącą przerwę. W ciągu 10 lat, mówi, powinno być dobrze. Jego fabryka z pewnością będzie istnieć i produkować flippery. W ciągu 50 lat? To zbyt długi okres na prognozy. Jednak naciskany, mówi że pewien jest jednego: flippery wciąż będą wokół nas.
„Z flipperami jest jak z tenisem,” mówi Stern, kort tenisowy nigdy nie był i nie będzie kolisty, tak samo istotne elementy pola gry flippera są niezmienne i trwałe. „To gra w kule. Odbijane kule, O.K.?”