12.01.2022 14:35

Jak Omikron wpłynął na zawodowe ligi w USA? Kryzysowe sytuacje w NHL i NBA

Kiedy wydawało się, że świat sportu powoli wraca do normalności po perturbacjach związanych z pierwszymi falami COVID-19, okazało się, że wirus nie daje za wygraną. Wariant Omikron i jego rozprzestrzenienie się sprawił, że zatrzymują się kolejne największe rozgrywki na świecie w tym również zawodowe ligi USA. Jak się okazuje wpływ nowego wariantu Covid-19 jest spory, ponieważ zarówno w NBA, jak i NHL padają niespotykane wyniki.

Udostępnij
Jak Omikron wpłynął na zawodowe ligi w USA? Kryzysowe sytuacje w NHL i NBA

Rekordowe liczby przełożonych spotkań

Przerażające są liczby przełożonych spotkań w największych sportowych rozgrywkach w Stanach Zjednoczonych. NFL musiało znaleźć inny termin dla trzech spotkań, natomiast NBA zmuszona była przełożyć jedenaście meczów. Najgorzej sytuacja wygląda w hokejowej lidze NHL. Od 13 grudnia z powodu wirusa władze ligi musiały odwołać i przełożyć aż 93 mecze. Co gorsza, możemy spodziewać się, że ta liczba jeszcze urośnie. Już na tym etapie to więcej przełożonych meczów, aniżeli w poprzednim sezonie. Wówczas NHL musiało w ten sposób zarządzić przy okazji 56 spotkań.

Z Omikronem zmagają się nie tylko ligi zawodowe, ale także uniwersyteckie w USA. Tam również doszło do sytuacji, w której wiele meczów musiało zostać przełożonych. Na szczęście, spory procent sportowców jest zaszczepionych, dlatego też przebieg choroby z reguły jest bardzo łagodny lub zupełnie bezobjawowy. Jednakże ciągła walka z COVID-19, który teraz pod mutacją Omikron wciąż nie ustępuje, prowadzi do ogromnych kłopotów logistycznych. Zakażenia oraz kwarantanny wśród wielu osób powodują również to, że zwyczajnie brakuje rąk do pracy.

Poszukiwanie rozwiązań

Poszczególne organizacje wprowadzają nowe przepisy w swoich rozgrywkach. Wszystko po to, by próbować walczyć z Omikronem. NHL ponownie wprowadziło „taxi squad”. To dodatkowy oddział składający się z nie więcej niż sześciu graczy, który podróżuje razem z zespołem i w awaryjnej sytuacji jest do dyspozycji. Władze ligi załagodziły także limity wynagrodzeń. Drużyny mogą korzystać z zawodników, których limit pensji przekracza 1 milion USD. Z kolei w NBA kluby otrzymały możliwość podpisywania kontraktów z wolnymi zawodnikami w zastępstwie za tych, którzy otrzymali pozytywny wynik testu na COVID-19. W taki sposób do gry powrócił Joe Johnson, który związał się z Boston-Celtics umową na 10 dni.

Cała sytuacja doprowadziła do wielu zmian w składach poszczególnych drużyn. 27 grudnia, Greg Monroe, koszykarz Minnesota Timberwolves został 541 graczem, który wybiegł na parkiet w obecnym sezonie. Tym samym ustanowiony został nowy rekord ligi NBA właśnie pod względem liczby zawodników, którzy pojawili na boisku w przeciągu jednego sezonu. Od tamtego czasu minęło nieco ponad dwa tygodnie, a liczba stale rośnie. Na dzień dzisiejszy sięga już 580 koszykarzy, a przecież nie jesteśmy nawet w połowie rozgrywek.

Nieprzewidywalność NBA

Wirus i zamieszanie wokół składów wszystkich drużyn powoduje, że cała NBA stała się coraz bardziej nieprzewidywalna jeśli chodzi o same wyniki sportowe. Poprzednio NBA miała 63,4% wygranych spotkań przez potencjalnych faworytów. Od 15 grudnia ten wskaźnik spadł do 59,6% co jest dość niskim procentem, jak na standardy tych rozgrywek. Od 1976 roku nie zdarzyło się bowiem, by procent wygranych meczów przez faworyzowane zespoły był niższy, niż 60%. By jeszcze bardziej zobrazować przewrócenie ligi do góry nogami, warto spojrzeć, na to, że od 2007 roku najniższy wskaźnik takich meczów wynosił 64%.

Co ciekawe, zupełnie inaczej sytuacja ma się w hokejowej lidze NHL. Tam zwykle nieprzewidywalność rozgrywek była znacznie większa. Tymczasem, po tym, jak Omikron wdarł się do ligi procent wygranych meczów przez faworytów wynosi aż 72,7%. Podobna sytuacja ma miejsce w NFL, gdzie wskaźnik wynosi 72,9%, jednak należy pamiętać, że futbol amerykański nie jest aż tak nękany przez wirus.

To, co łączy NBA oraz NHL to wzrost zdobytych średnio punktów i goli na mecz. Przed połową grudnia średnia zdobytych punktów na mecz w NBA wynosiła 215,4. Teraz wynosi już 220,2 na spotkanie. Wynik ten wciąż jest niższy od tego z ubiegłego sezonu (224,2), ale i tak zauważalny jest wyraźny wzrost. Podobnie sytuacja ma się w NHL. Wcześniej w hokejowym meczu średnio padało 5,9 bramki. Teraz średnia urosła do rezultatu 6,8. Jeżeli ta statystka się utrzyma będzie to najwyższy wynik od sezonu 1992/93.

Co dalej?

Omikron bardzo zamieszał w najpoważniejszych rozgrywkach na terenie Stanów Zjednoczonych. Na poszczególne wyniki meczów zdaje się mieć wiele czynników. Wyczerpane składy, awaryjny zastępstwa, transfery na kilka dni, debiuty w dniu podpisania umowy – to coś, do czego obecnie zmuszone są poszczególne kluby.

Biorąc pod uwagę, że w Stanach Zjednoczonych fala zakażeń osiągnęła lub niebawem osiągnie swój szczyt można mieć nadzieję, że zawodowe ligi pokonają kryzys. Cała sytuacja pokazuje nam jednak, że COVID nie daje za wygraną i kiedy wszyscy na dobre wracaliśmy do normalności, to wirus zaatakował z podwójną mocną. To kolejne ostrzeżenie, aby pandemię traktować jak najbardziej poważnie i nie lekceważyć do samego końca.

Udostępnij
redakcja

redakcja