Kraków – lunapark nie dla każdego
Wielka szkoda, że Kraków nie posiada parku rozrywki na stałe. Najbliższy jest w Chorzowie, lub w Rabce "Rabkoland". Ceny uciech w Rabkolandzie bardziej przystają do naszych zarobków. Oprócz ZOO, parku Jordana, nie ma żadnych uciech dla milusińskich.
Zdaniem Obserwator 51: „Wielka szkoda, że Kraków nie posiada parku rozrywki na stałe. Najbliższy jest w Chorzowie, lub w Rabce – „Rabkoland”. Ceny uciech w Rabkolandzie bardziej przystają do naszych zarobków, co można sprawdzić w internecie.
Kraków jest smutnym miastem i ubogim w rozrywki. Oprócz ZOO, parku Jordana, nie ma żadnych uciech dla milusińskich. Mamy piękne tereny, lecz niezagospodarowane, a mogłyby z powodzeniem na siebie zarabiać”.
Przy byłym hotelu Forum, vis a vis krakowskiej plaży, wesołe miasteczko rozstawiło swoje stanowiska rozrywkowe.
Lunapark ma tu stacjonować do 23 maja, kiedy to zwinie swoje zabawki i ruszy dalej w Polskę, czyszcząc portfele społeczeństwa w innych miastach. Z roku na rok, urządzenia do bawienia ludzi są coraz bardziej wymyślne. Ktoś zadał sobie wiele trudu, by udziwnić i ulepszyć stanowiska rozrywkowe. Są one bardzo rozbudowane, jak na objazdowe wesołe miasteczko przystało. Z pewnością przewiezienie tego sprzętu z zagranicy do Polski nastręczyło sporo problemów organizatorowi.
Dużym wysiłkiem, zmontowano olbrzymie elementy, które niewiele różnią się od tych, które widziałem za granicami Polski, na stacjonarnych placach zabaw. Holendersko-niemiecki Lunapark jest bardzo barwny i urozmaicony. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są urządzenia dla dorosłych, ale i sporo różnych uciech dla dzieci.
Diabelskie koło, to jeden ze stałych elementów każdego wesołego miasteczka. Przejażdżka nim, daje jednak niezapomniane widoki na centrum Krakowa i okolic. Zupełną nowością okazał się jednak „Posejdon”, fala wodna z kanałami, którymi płyną łodzie, a w nich pasażerowie. To taki wodny Rollercoaster, w którym łodzie wynoszone są na pewną wysokość, a później zjeżdżają rynną do wody, tworząc na boki wysokie fale. Są tam dwa stopnie wodne, jeden niski, a drugi wysoki.
Przejażdżka ta daje wspaniałe i niezapomniane wrażenia, a przy okazji mały prysznic podczas wodowania łodzi w dolnym odcinku koryta. Podczas przejażdżki woda kapie nam na głowę również z łodzi, które przejeżdżają nad naszymi głowami.
Gdy odwiedziliśmy lunapark 1 maja, nie wszystkie urządzenia były jeszcze gotowe. Składano właśnie dom, który stoi do góry „nogami”, wspierając się na więźbie dachowej. Tuż obok sterczał wysoki słup, po którym fotele mają pędzić w górę i gwałtownie opadać w dół. To jeszcze w tym dniu było w rozsypce i obsługa lunaparku właśnie to składała. Choć było święto i pogoda znośna, więcej było gapiów, niż korzystających z różnych urządzeń. Spodziewałem się większych tłumów, ale nie było zbytniego tłoku.
Jedynym problemem są tylko ceny za chwilę frajdy dla bawiących się na dowolnym sprzęcie. Tymczasowe, krakowskie „Golden Eye” liczy sobie za pięć obrotów jedyne 15 złotych od osoby dorosłej i 10 złotych za dziecko. Nie inaczej jest na innych stanowiskach, gdzie bilety są w podobnej cenie. Chcąc skorzystać ze wszystkich uciech idąc z dziećmi, można się liczyć z wydatkiem rzędu kilkuset złotych. Tu niestety panuje zasada „czerpać dużą chochlą, a nie małą łyżką”.
