02.03.2007 00:00

Makao w Makau

Być może już niedługo amerykańska stolica hazardu będzie nazywana amerykańskim Makau<br /> Ta dawna kolonia portugalska osiąga dziś większe przychody z hazardu niż słynne miasto w Nevadzie. Właśnie tu znajduje się największe obecnie kasyno na świecie.

Udostępnij

 

 

 

 

 

 

 

Być może już niedługo amerykańska stolica hazardu będzie nazywana amerykańskim Makau
Ta dawna kolonia portugalska osiąga dziś większe przychody z hazardu niż słynne miasto w Nevadzie. Właśnie tu znajduje się największe obecnie kasyno na świecie.
Wang odchyla brzeg karty i przekrzywia głowę, żeby sprawdzić jej wartość. Powtarza ten manewr z kolejną i bez słowa kładzie obie karty odkryte przed krupierem, który z kolei pokazuje mu swoje. Następnie każdy z nich dobiera trzecią kartę. Dwie kobiety i dwóch mężczyzn siedzących obok wydaje okrzyki radości. Pracownik obsługujący stolik do gry w bakarata zręcznie przelicza leżące na kupce żetony – 16 żetonów po 10 000 dolarów hongkońskich – i wypłaca właściwą kwotę: 160 000 dolarów (16 000 euro).

Makau przekształciło się w gigantyczne centrum rozrywki. Odkąd Pekin rozluźnił nieco kontrolę nad obywatelami, napływa tu coraz więcej klientów. Dziesiątki sklepów jubilerskich przez 24 godziny na dobę czekają na tych, którym poszczęściło się w grze.

Wang (imię zmienione) powtarza zakład kilkakrotnie. Ma dobrą passę. Od czasu do czasu zmniejsza liczbę stawianych żetonów. Czasami pasuje i pozwala jednej z dziewcząt zagrać dla rozrywki o jakąś niewielką kwotę. Jego towarzyszki wznoszą okrzyki w nadziei, że w ten sposób przyniosą pecha krupierowi. Notują wyniki na kartce. Jeden z obserwatorów próbuje im coś doradzić. Szefowie kasyna w hotelu Lisboa – najstarszego w Makau – śledzą uważnie ich ruchy.

Wang ma około czterdziestki. Nosi tupecik w stylu Kim Dzong Ila (lidera Korei Północnej). Wygląda na nuworysza. Jest jednym z tysięcy obywateli Chin kontynentalnych, którzy każdego dnia przybywają do kasyn dawnej portugalskiego kolonii, aby oddawać się swej wielkiej namiętności: hazardowi. To upodobanie do gry, w połączeniu z kultem pieniądza panującym w Chinach od czasu, gdy zwróciły się w stronę kapitalizmu, sprawiło, że w specjalnym regionie administracyjnym, jakim jest Makau, rozkwitł hazard. W zeszłym roku Makau wyprzedziło nawet Las Vegas, uważane dotąd za światową stolicę hazardu, osiągając przychody w wysokości 6,95 miliardów dolarów USA, podczas gdy Las Vegas uzyskało 6,69 miliardów. Obroty w całym stanie Nevada wciąż jednak są jeszcze większe niż w Makau, jedynym miejscu w Chinach, gdzie hazard jest dozwolony.

Gorączka zaczęła się w 2002 roku. Wtedy właśnie to niewielkie terytorium, liczące zaledwie pół miliona mieszkańców – oddane przez Portugalię w 1999 roku, po 450 latach kolonialnej dominacji – położyło kres monopolowi na gry hazardowe, który przez 40 lat należał do Stanleya Ho, przedsiębiorcy działającego w Hongkongu i w Makau. W latach 2002-2006 liczba kasyn wzrosła z 11 do 24, liczba stolików do gry z 339 do 2 762, a przychody zwiększyły się ponad dwukrotnie. Rozluźnienie przez Pekin ograniczeń nałożonych na obywateli Chin i umożliwienie im prywatnych wyjazdów za granicę zaowocowało gwałtownym napływem klientów do Makau. 54 procent z 21 milionów gości, którzy przyjechali w zeszłym roku do tego regionu – gdzie popularne są również zakłady na wyścigach konnych i gonitwach chartów – przybyło z Chin kontynentalnych, a 31 procent z Hongkongu.

W 2004 roku korporacja Las Vegas Sands zainaugurowała tu największe obecnie kasyno na świecie. Jest to wielka czarna bryła, przypominająca z wyglądu sarkofag, z okrągłymi złoconymi wieżyczkami po bokach, o łącznej powierzchni 90 100 metrów kwadratowych (tyle co dziewięć boisk do piłki nożnej). Zatrudnia prawie 9 tysięcy pracowników. Później kolejne kasyna otwarły firmy Galaxy i Wynn.

Dzięki powszechnemu w Azji zamiłowaniu do hazardu Sheldon Adelson, prezes Las Vegas Sands, zajmujący 14. miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie, w ciągu ośmiu miesięcy zamortyzował 260 milionów dolarów USA, które zainwestował w Makau. W tej świątyni hazardu gości mają zabawiać jasnowłose tancerki. Ci jednak wolą śledzić ruchy żetonów i banknotów na stolikach dwóch sal o wdzięcznych nazwach Fortuna i Skarbiec.

– Większość osób gra w bakarata – mówi 25-letnia Juliette, która przyjechała z przyjacielem z Hongkongu. Zamierzają całą noc spędzić w kasynie. – Rano wsiadamy na statek i wracamy do domu – mówi, zapewniając jednocześnie, że bardzo chciałaby pojechać do Las Vegas. – Na pewno byśmy poszaleli.
Czytaj dalej……… http://wiadomosci.onet.pl/1395109,2678,kioskart.html

Udostępnij
onet.pl

onet.pl