Marcin Krzywkowski: – Jestem pewien, że Fortuna poniesie karę
Wczoraj udaliśmy się na przesłuchanie świadka (kasjerka Fortuny) w sprawie z powództwa Marcina Krzywkowskiego przeciwko Fortunie o odszkodowanie wartości 60 milionów złotych. Po wyjściu z sądu porozmawialiśmy z graczem, który domaga się od operatora astronomicznego odszkodowania za naruszenie jego dóbr osobistych. Rozmowa była nagrana w formie wideo, ale stworzyliśmy także wersję tekstową. Zapraszamy do lektury. […]
Wczoraj udaliśmy się na przesłuchanie świadka (kasjerka Fortuny) w sprawie z powództwa Marcina Krzywkowskiego przeciwko Fortunie o odszkodowanie wartości 60 milionów złotych. Po wyjściu z sądu porozmawialiśmy z graczem, który domaga się od operatora astronomicznego odszkodowania za naruszenie jego dóbr osobistych. Rozmowa była nagrana w formie wideo, ale stworzyliśmy także wersję tekstową. Zapraszamy do lektury.
Jak zaczęła się pana historia z zakładami bukmacherskimi?
Zakładami bukmacherskimi zacząłem interesować się nieco ponad dwa lata temu. Głównie obstawiałem kupony z piłki nożnej i mi się to spodobało. U niektórych bukmacherów były ciekawe zdarzenia i promocje, co również zachęcało mnie do gry.
Interesuje się pan sportem?
Trochę piłką nożną, ale nie nazwałbym tego jakimś poważnym zainteresowaniem, natomiast pozostałymi sportami wcale.
Na pewno interesuje się pan matematyką, ponieważ jest pan doktorem nauk matematycznych. Można powiedzieć, że ma to duży wpływ na grę?
Trochę pomaga ocenić ryzyko, pozwala grać rozsądniej niż gracze, którzy nie mają matematycznych podstaw. Na wyniki zdarzeń sportowych jednak nie ma się wpływu, nie da się wszystkiego przewidzieć. Dlatego myślę, że matematyka nie jest w stanie tutaj cokolwiek zapewnić.
Ostatnio zrobiło się o panu głośno z powodu pozwu, który pan wystosował w stronę Fortuny o 60 milionów złotych. Ale już wcześniej można było znaleźć o panu informacje, gdyż wygrywał pan wielokrotnie ranking “Klubu STS-u”. Mógłby pan powiedzieć, które zwycięstwo było najbardziej spektakularne?
Miałem taki czas, że na przestrzeni tygodnia czy dwóch wygrałem naprawdę sporo. Wygrane w “Klubie STS” były natomiast mniejsze kwotowo od innych. To była jednak pewna satysfakcja, prestiż. Szczególnie przy pierwszej wygranej – był wywiad ze mną, gdy uzyskałem tytuł mistrza miesiąca, zdobyłem najwięcej punktów. STS zaprosił mnie na mecz, na lożę VIP… To było miłe. Wygrywałem jeszcze dziesięć razy w ogólnopolskim rankingu. Kwoty były dość duże. Niższe od niektórych kuponów, ale dawały dużą satysfakcję.
Ile pan wygrał łącznie?
Nie jest pewien dokładnie, ale mój bilans dodatni w STS-ie wynosi około dwóch, może dwóch i pół miliona złotych. W Totolotku jestem około pięciuset tysięcy na plusie, w Fortunie około miliona i jeszcze w innych zakładach wygrywałem mniejsze kwoty.
Po jakim czasie zaczęły się problemy z Fortuną?
W Fortunie grałem intensywnie przez kilka miesięcy. Był taki okres, że wychodziłem około zera – trochę wygrywałem, trochę przegrywałem. Przez pewien czas często przegrywałem, straciłem wtedy około 400 tysięcy złotych, co było dla Fortuny dosyć fajne. Potem za to udało mi się dużo wygrać, więcej niż wcześniej przegrałem. I wtedy Fortuna stwierdziła, że “tego pana nie będzie obsługiwać”…
Został pan poinformowany o tym wcześniej, czy może poszedł pan do punktu wysłać kupon i zobaczył taką informację?
Nikt mnie nie poinformował. Poszedłem, jak zwykle, do naziemnego punktu przyjmowania zakładów bukmacherskich. Wtedy na kartce, która wisiała w punkcie, przeczytałem o sobie, że z powodu przeciwdziałania praniu brudnych pieniędzy i finansowania terroryzmu, spółka podjęła decyzję, żeby nie przyjmować ode mnie zakładów. Dodatkowo podano tam wszelkie moje dane osobowe – imię, nazwisko, adres zamieszkania i PESEL.
Dane były widoczne dla wszystkich?
Kartka wisiała po stronie pracownika, ale tam była przezroczysta szyba, przez którą wszystko widać i dało się przeczytać. Każdy, kto chciał wysłać kupon, musiał tam stanąć i siłą rzeczy zobaczył kartkę.
Kartka wisiała nie tylko w tym jednym konkretnym punkcie?
Tak, wisiała w większej liczbie punktów.
Jest pan w stanie stwierdzić w ilu?
Byłem w wielu punktach i w wielu widziałem tę kartkę, ale nie miałem możliwości fizycznych, żeby objechać sześćset punktów Fortuny w całej Polsce. Mijałoby się to z celem. Zostało to jednak udokumentowane.
Co pan wówczas zrobił, gdy zobaczył tę kartkę?
Porozmawiałem chwilę z pracownicą – zapytałem, o co tu chodzi. Odpowiedziała mi, że dostała takie zalecenia. Na tym się dyskusja skończyła, ponieważ nie miało sensu dłużej jej ciągnąć. Potem po prostu się skontaktowałem z prawnikiem i sprawa trafiła do sądu.
Grał pan potem jeszcze w Fortunie?
W trakcie trwania sprawy sądowej kilka, może kilkanaście razy coś zagrałem. Czasami udało mi się zagrać za kwotę niższą niż dwa tysiące euro, bo wtedy pracownik mnie nie legitymował i nie wiedział, kim jestem. Gdyby wiedział, zgodnie z zaleceniem zarządu, nie mógł przyjmować ode mnie tych zakładów, żeby zapobiegać praniu brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu, jakby to miało jakiś związek ze mną.
Oczywiście nie chcę, żeby pan zdradzał tajniki swojej gry, ale mógłby pan opowiedzieć, jak pan grał, jakie zawierał kupony?
Najczęściej grałem na polską ekstraklasę, ale również na czołowe ligi europejskie – angielską, hiszpańską, włoską, niemiecką, czasami też francuską. Oczywiście Ligę Mistrzów, Ligę Europy. Grałem zwykłe kupony, ale również bezpieczne – gdy się w nich wygrywa, otrzymuje się normalną wygraną, a jeżeli wystąpił jeden błąd, dostaje się nieco mniejszą wygraną.
Jak wyglądała pana sytuacja u innych bukmacherów, u których pan grał, czyli STS, Totolotek? Też miał pan tam jakieś limity albo zakazy gry?
U żadnego innego bukmachera nie miałem zakazu gry. W Fortunie defacto też nie mam, gdyż jestem wolnym człowiekiem i oni nie są w stanie mi zabronić grania. Jedynie zakazali swoim pracownikom przyjmowania zakładów ode mnie. I tak faktycznie jest, ponieważ nie przyjmują ich wtedy, gdy wiedzą, kim jestem. Ostatnio jednak rzadko gram, ponieważ przez inne obowiązki mam mało czasu.
Jeśli chodzi o innych bukmacherów, w STS-ie przyjmują ode mnie zakłady w punktach naziemnych bez żadnych problemów, a online czasami przyjmą za tysiąc złotych, a czasem za sto czy dwieście złotych. Te kwoty są niestety mniejsze, niż kiedyś. W Totolotku ugrałem pół miliona złotych i z racji tego, że są mniejszym bukmacherem, ta kwota bardziej ich zabolała, niż większe Fortunę czy STS. A zabolała ich do tego stopnia, że mam tam dzienny limit na grę w wysokości 20 złotych.
W LV BET-a nie mam żadnych ograniczeń, mam status VIP. Posiadam go też w STS, i co ciekawe, również w Fortunie…
Jeszcze panu go nie odebrano?
Przyznano mi status VIP, grałem tam kilka miesięcy. Nie mam zakazu grania, wciąż go na mnie nie nałożono. Tylko pracownicy nie mogą przyjmować ode mnie zakładów. Nie dostałem także żadnej informacji, jakoby cofnęli mi ten status. Tak więc wciąż go posiadam.
Przyznał pan, że gra teraz rzadziej z powodu innych obowiązków. To ile czasu poświęcał pan na analizowanie kuponów?
Trudno powiedzieć, ale w weekendy potrafiłem siedzieć nad tym kilka godzin. W tygodniu czasami godzinkę czy dwie.
Zauważył pan jakąś korelację, że im więcej czasu poświęca pan na analizę, tym wygrane są wyższe?
Nie zauważyłem żadnej korelacji, losowość tych wydarzeń jest zbyt duża. Oczywiście nie zmienia to faktu, że do wszystkiego, co człowiek robi, trzeba się przykładać. Wtedy osiąga się lepsze efekty. Niech ktoś teraz jednak nie myśli, że jak będzie coś dłużej analizował, to ogra bukmachera. Prawdą jednak jest, że nie znam się specjalnie na sporcie. Po prostu coś tam obserwowałem, czasem się udawało, czasem nie.
Wracając do sprawy z Fortuną, pozwał pan bukmachera o 60 milionów złotych, co w Polsce jest kwotą astronomiczną. Odszkodowanie o takiej wysokości nigdy nie zostało wypłacone. Skąd się wzięła ta suma?
Kwota wynika z rozporządzenia unijnego, które zostało przyjęte przez Polskę. To procent rocznych przychodów przedsiębiorstwa, które naruszyło takie prawo. Oczywiście chodzi o RODO. Istotna jest też skala, a w tym przypadku była bardzo duża. Informację, że jestem podejrzany o pranie brudnych pieniędzy i finansowanie terroryzmu mogło zobaczyć kilkaset osób.
Wniosek jest więc bardzo prosty – ludzie mogą myśleć, że jestem oskarżony o jedno i o drugie. Oczywiście nie jestem zamieszany w żaden nielegalny proceder finansowy, a pomimo tego zostały rozesłane moje dane osobowe. W takim przypadku człowiek nie czuje się bezpiecznie, gdy dużo osób wie, gdzie mieszka. A było tam podane miasto, ulica, numer bloku, klatka i numer mieszkania. I dodatkowo PESEL, gdzie w dzisiejszych czasach wiadomo, że wiele pożyczek można brać online. Jeśli ktoś zna ten numer i moje dane, może się pode mnie podszyć.
I wie, że ma pan pieniądze.
Tak. I trzecią, dość istotną kwestią jest naruszenie moich dóbr osobistych w taki sposób, że odmawia mi się prawa do rozrywki, jaką jest hazard. A jest to rozrywka legalna w Polsce i każdy dorosły obywatel ma prawo, poza tymi, którzy mają zakaz sądowy, udziału w tego typu grach.
Cała sprawa z Fortuną wpłynęła jakoś na pana karierę naukową i polityczną?
Tak, wpłynęła dosyć negatywnie na karierę naukową i polityczną, jak i na moje zdrowie. To są już jednak informacje na tyle wrażliwe, że wolałbym o tym nie mówić.
Na jakie zakończenie tej sprawy pan liczy?
Moim zdaniem słuszność powództwa jest oczywista. Nie widzę podstaw, żeby sąd orzekł, że to, co zrobili jest dopuszczalne, legalne i nie poniosą za to konsekwencji. Jestem pewien, iż je poniosą. Trudno powiedzieć, na jaką kwotę sąd to ostatecznie wyceni, ale liczę na jak najwyższą i adekwatną do strat, które poniosłem. Także tych niematerialnych, jak zdrowie czy mój rozwój osobisty czy kariera.
Nie należy się sugerować tym, że wcześniej tak wysokich odszkodowań w Polsce nie było, gdyż wcześniej nie było też RODO. Poprzednia ustawa chroniła dane, ale w sposób łagodniejszy. Nie była aż tak restrykcyjna i nie nakładała tak wysokich kar. Dlatego dotychczasowe odszkodowania były niższe od tego, o co się ubiegam.
Teraz mamy inne prawo, a Fortuna postąpiła bardzo nieracjonalnie. Kilkanaście czy kilkadziesiąt dni po tym, jak w Polsce wprowadzono RODO, zrobili to, czego ono zakazuje i za co karze.
Dziś w sądzie doszło do przesłuchania jednego świadka, kasjerki z punktu Fortuny.
Moja ocena tej sytuacji jest następująca – ta kobieta opowiadała w taki sposób, żeby było to jak najkorzystniejsze dla Fortuny. Myślę, że powinna jednak patrzeć na to, czy mówi prawdę, a nie na to żeby wybielać Fortunę. Sądzę, że pytaniami, które zadawaliśmy ja i moja mecenas, udało nam się te nieścisłości wyłapać i udowodnić. Było wiele kwestii, w których próbowała kłamać i przeinaczać, mieszała się w zeznaniach. Poza tym powiedziała niektóre rzeczy niezgodne z nagraniem, które jest dowodem obiektywnym. Zapis nagrania nie jest świadkiem, który może się mylić, kłamać, zawsze powie prawdę. Sąd będzie mógł porównać jej wersję z tym, co było na nagraniu. To że mijała się z prawdą, będzie też świadczyło o jej wiarygodności.
Przypomnijmy, o co konkretnie chodziło w sprawie, w której ta kasjerka była dziś przesłuchiwana. Pan udał się z dziennikarzem Leszkiem Bublem do punktu Fortuny, żeby zawrzeć zakłady, które nie zostały przyjęte…
Było tak, że udałem się do kancelarii prawnej, by rozpocząć sprawę przeciwko Fortunie. Akurat tam był dziennikarz w swojej sprawie. Wywiązała się rozmowa, po zjawiłem się w kancelarii i go to zaciekawiło. Powiedział, że jest dziennikarzem, chętnie się tym zajmie i zrobi materiał na ten temat. Pytał mnie też, czy pomimo tego wszystkiego, próbuję jeszcze tam grać? Powiedziałem, że czasem próbuję. Odpowiedział, że jeśli będę miał czas i ochotę, on pójdzie ze mną i jeśli wszystko przebiegnie prawidłowo, nikt nie będzie popełniał żadnych przestępstw na moją szkodę, on nie będzie się włączał. Jeśli jednak zacznie się dziać coś, co nie powinno mieć miejsca, on jako dziennikarz wyciągnie kamerę i będzie to dokumentował.
Poszliśmy tam, zacząłem puszczać kupony i wszystko było w porządku. W końcu pani się zorientowała, że ja to ja, dostała jakiś telefon i ściągnęła kartkę, która tam wisiała. Na tej kartce były moje dane. Zostało to na szczęście udokumentowane.
Pana zdaniem ta sprawa zmierza ku końcowi czy jeszcze może trochę potrwać?
Myślę, że zmierza ku końcowi. Strona przeciwna chciała tę sprawę trochę przeciągnąć, powołując na świadka kasjerkę i pana z innego punktu w Warszawie, który miesiąc temu był przesłuchiwany. Też próbował brać winę na siebie, tak żeby było to korzystne dla Fortuny. To przysłoniło mu fakt, że przed sądem trzeba mówić prawdę i składać prawdziwe zeznania, a nie fałszywe. A żaden pracownik Fortuny, kasjer czy kasjerka nie jest w stanie wybielić tego, że zarząd rozesłał takie pismo.
Będzie pan tylko walczył o to odszkodowanie, czy będzie panu też zależało na tym, żeby Fortuna zdjęła ten zakaz?
Żądaniem pozwu jest nie tylko wypłata odszkodowania i zadośćuczynienia – chyba tak się te kwestie w języku prawniczym nazywają. Walczę również o zniesienie zakazu, gdyż jest bezprawny, bezpodstawny, dyskryminacyjny i godzi w moje dobra osobiste.