08.12.2006 00:00

Rodzinny cyrk z Siemianowic

Andżelika, Jagódka i Andrzej na arenie czyli... rodzina cyrkowa Novallis<br />

 

 

 

 

 

 

 

Firma rodzinna kojarzyć się może z fabryką cukierków przekazywaną z pokolenia na pokolenie lub z przedsiębiorstwem motoryzacyjnym. Wedel czy Deimler to w swoich branżach uznane marki. Ale fraza „firma rodzinna” w Siemianowicach nabrała dość niecodziennego znaczenia.

Novellis to nie fabryka cukierków ani taśma montażowa samochodów, to jeden z niewielu, jeśli nie jedyny w Polsce cyrk – a właściwie rodzina cyrkowa, która na co dzień mieszka na siemianowickim Tuwimie.

– Wszystko zaczęło się od dziadka mojej żony – podkreśla Andrzej Sowiński, głowa cyrkowej rodziny Novellis – Jan Novellis rozpoczął działalność artystyczną.

Wszystko działo się na początku XX wieku. Od tamtej pory estradę cyrkową okupowały już cztery pokolenia rodziny. Najmłodszą przedstawicielką rodu jest sześcioletnia Jagódka, córka Andżeliki i Andrzeja Sowińskich ps. Novellis.

Historia ich poznania jest jak wyciągnięta z bajki. Pierwszy raz Andrzej i Andżelika zobaczyli się, gdy ona miała 11, on 22 lata. Andrzej nie traktował jej poważnie. On świeżo upieczony absolwent Państwowej Szkoły Cyrkowej w Julinku, ona – dziecko cyrkowej rodziny. Jego rodzina nigdy nie miała do czynienia z estradą, ona związana z cyrkiem od dwóch pokoleń. Nie pamiętają gdzie spotkali się po raz pierwszy – w jakim mieście się poznali.

– W przypadku innych par wszystko jest jasne. Ludzie wyjeżdżają na wakacje i tam, w jakieś miejscowości, poznają się, zakochują – mówi Andżelika. – W przypadku artystów cyrkowych granice miast się zacierają. Ważniejsza od miejscowości jest nazwa namiotu, pod którym się właśnie występuje.

Poznali się w cyrku „Polonia”. Ale jeszcze wtedy nic między nimi nie zaiskrzyło, bo zaiskrzyć nie mogło. Dopiero pięć lat później, gdy występowali już w jednej trupie, coś zaczęło się kleić.

– Dwa słowa klucze do naszego związku to: pies i ciocia – uśmiecha się Andżelika Sowińska. – W mojej rodzinie zawsze bardzo ważne były zwierzęta, a Andrzej miał takiego pięknego jamnika. Chodziliśmy razem na spacery, najpierw towarzyszył nam pies, później jakoś radziliśmy sobie bez niego.

Ciocia wcieliła się w rolę swatki. Kiedy Andrzej był na scenie, wychwalała jego walory Andżelice, a gdy ta wychodziła na arenę, szeptała do ucha Andrzejowi. I tak zaiskrzyło. Po kilku latach docierania się zdecydowali się założyć rodzinę. Pobrali się w Sylwestra. Córka Jagoda przyszła na świat dziesięć miesięcy później.

Owoc małżeństwa Sowińskich rósł wśród tricków, namiotów i magicznych sztuczek. Nic więc dziwnego, że rodzice od pierwszych miesięcy życia wpajali Jagódce umiejętności typowe dla artysty cyrkowego.

– Kiedy miała sześć czy siedem miesięcy, utrzymywała równowagę stojąc na mojej ręce – wspomina pan Andrzej.

Dziś już sześcioletnia Jagódka potrafi zrobić szpagat, radzi sobie nawet z najtrudniejszymi ćwiczeniami gimnastycznymi, jest znakomitą konferansjerką. Jednak to ze względu na nią Andżelka i Andrzej porzucili tułacze życie pod namiotem, śpiąc w przyczepie campingowej, a na stałe osiedlili się w Siemianowicach – rodzinnym mieście Andżeliki.

– Ja pochodzę spod Łodzi – mówi Andrzej. – Jednak ze względu na małą, na to, że pójdzie do szkoły, musieliśmy porzucić ciągłe podróże.

Porzucili styl życia, ale nie fach. Nadal występują bawiąc i zadziwiając publiczność. Jako rodzina cyrkowa Novallis z ponadgodzinnym programem objeździlli już niemal całe województwo. Ich pasja, to zarazem ich fach i źródło utrzymania. Cyrk to przedsiębiorstwo, które przynosi dochód całej rodzinie.

– Podczas programu każde z nas ma swoją działkę. Kiedy Andrzej występuje, ja prowadzę konferansjerkę, później się zamieniamy. Czasami w rolę wodzireja ubierana jest Jagoda. Szczególnie w szkołach i przedszkolach, gdzie łapie znacznie lepszy kontakt z publicznością – kończy Andżelika.

Udostępnij
dz.com.pl 2006-12-08, autor: Maciej Wąsowicz

dz.com.pl 2006-12-08, autor: Maciej Wąsowicz