30.04.2007 00:00

Rozpoczął się sezon wyścigów na Służewcu

Przegląd Prasy. W sobotnie popołudnie bomba poszła w górę, inaugurując nowy sezon wyścigów na Służewcu. Organizatorzy mają nadzieję, że tym razem dotrwa do listopada

 

 

 

 

 

 

 

W sobotnie popołudnie bomba poszła w górę, inaugurując nowy sezon wyścigów na Służewcu. Organizatorzy mają nadzieję, że tym razem dotrwa do listopada

Przed południem w sobotę alejkami prowadzącymi na tor wyścigowy schodzili się miłośnicy wyścigów. Przeważali panowie w spodniach z kantem i białych czapkach pamiętający jeszcze czasy świetności Służewca. Najstarsi hazardziści drżącymi rękami kupowali aktualny program wyścigów. Tuż przed godz. 14 przed dwudziestoma kilkoma kasami ustawiały się długie kolejki, a stali bywalcy obstawiali faworytów przy drewnianych stolikach i przyniesionej z domów wódce. W mniejszości byli ci, którzy na wyścigi przyszli wyłącznie dla rozrywki i czysto sportowych emocji, głównie rodziny z dziećmi. Kiedy o godz. 14.30 rozległ się sygnał otwierający zawody i czerwona bomba poszła w górę, cała kolejka przeniosła się na zewnątrz i kibicowała pierwszej tegorocznej gonitwie. „Dawaj, Ikar, dawaj!” – dopingowali swoich faworytów doświadczeni „koniarze”.

O mały włos, a sezon, podobnie jak w zeszłym roku, rozpocząłby się z poślizgiem. Właściciel zabytkowego toru wyścigowego – Ministerstwo Skarbu Państwa – długo zwlekał z wyborem organizatora tegorocznych wyścigów. W zimie prowadził negocjacje z poważnymi przedsiębiorcami ze Szwecji, z Wielkiej Brytanii i RPA, ale ostatecznie umowę podpisano ze spółką Stadnina Ogierów w Łącku. Jej prezes Michał Wojnarowski przyznaje się do tremy: – Będziemy robić wszystko, by gonitwy odbywały się cały sezon, do listopada. Byłby to pierwszy pełny sezon po dwuletniej przerwie. Mamy też nadzieję, że Służewiec przyciągnie warszawiaków, a zakłady zaczną generować zyski. W 1999 r. obroty zakładów sięgały 40 mln zł, sześć lat później już tylko 13,5 mln. To nic w porównaniu np. z Francją, gdzie wyścigi konne generują 8,5 mld euro. Te pieniądze idą przede wszystkim na utrzymanie koni – mówi Michał Wojnarowski. A Feliks Klimczak, prezes zarządzającego obiektem Polskiego Klubu Wyścigów Konnych, przyznaje, że tor wymaga generalnego remontu: – Musieliśmy zamknąć górną trybunę, bo przeciekał dach. Obaj z Michałem Wojnarowskim chcą bronić toru przed nawet częściową sprzedażą gruntów. 136 hektarów toru wyścigowego to łakomy kąsek dla deweloperów. Mieszkania na takim terenie należałyby zapewne do najdroższych w Warszawie.

Udostępnij
Karolina Kowalska, 2007-04-29,Gazeta Wyborcza - Stołeczna

Karolina Kowalska, 2007-04-29,Gazeta Wyborcza - Stołeczna