27.08.2007 00:00

Rozrywka albo narkotyk

Białystok. Chociaż w całej północno-wschodniej Polsce nie ma ani jednego kasyna, zwolennicy hazardu mają gdzie realizować swoją pasję. Spotykają się głównie w salonach gier – na automatach mogą szaleć do rana.

 

 

 

 

 

Chociaż w całej północno-wschodniej Polsce nie ma ani jednego kasyna, zwolennicy hazardu mają gdzie realizować swoją pasję. Spotykają się głównie w salonach gier – na automatach mogą szaleć do rana.

Hazard wciąga bardziej niż narkotyk – przyznają pasjonaci gry o wielkie pieniądze (M. Kość)

Kto tam bywa i ile wygrywa, to pilnie strzeżona tajemnica. Z pobieżnych obserwacji wynika, że graczami są głównie młodzi mężczyźni, którzy potrafią całą noc przestać przy automatach, marząc o wygranej. Czy te marzenia się spełniają?
– Najlepiej przyjść samemu i sprawdzić – zachęca Zbigniew Jankowski, kierownik Salonu Gier „Admirał” w Łomży. – Mamy czternaście maszyn na banknoty, w tym kilka pokerów i owocarki.
Ci, którzy kochają nie tylko hazard, ale też sport, częściej bywają w punktach firmy STS, gdzie przyjmowane są bukmacherskie zakłady sportowe. W Białymstoku obstawiać można w czterech punktach, w Suwałkach w trzech (był czwarty, ale został zlikwidowany, ponoć prowadzący go grał na swoje konto za pieniądze klientów), a w Łomży tylko w dwóch. Najpopularniejsza jest piłka nożna, ale nie brakuje tych, którzy stawiają na tenis czy koszykówkę. Przed ważnymi meczami w STS-ach jest spory tłok!
– Moją pasją jest koszykówka, szczególnie amerykańska liga NBA – opowiada Paweł Stec z Łomży, który studiuje w Warszawie. – Jak były finały NBA, to codziennie obstawiałem mecze w STS. Raz udało mi się wygrać 150 złotych!

Wciąga bardziej niż narkotyk

Wygrać można nawet kilka, kilkanaście tysięcy. A im większe ryzyko, tym wyższe wygrane. Ale…
– Wygrać możesz, przegrać musisz – mawia tłoczącym się przy „jednorękich bandytach” właściciel baru w centrum Suwałk. Jego teoria sprawdza się w praktyce. Zdzisław K., 42-letni suwalczanin, przed miesiącem wrócił z kolejnej kuracji odwykowej od hazardu. Na utrzymaniu ma niepracującą żonę i dwójkę dzieci. Zarabiał nieźle, jak na tutejsze warunki. Początkowo grał tylko po wypłacie i starał się nie stracić więcej niż sto złotych.
– Niestety, to wciąga bardziej niż narkotyk – wyznaje. – Zdarzyły się trzy miesiące po kolei, że do domu nie zaniosłem nawet złotówki. Szedłem od knajpy do knajpy i grałem. Rano pożyczałem pieniądze od kumpli. Wszystko zaczynało się od nowa. Parę razy z tego powodu nie poszedłem do pracy i dali mi dyscyplinarkę. Długi coraz większe, czynsz nieopłacony, kiedyś nawet odcięli światło w chałupie za zaległe rachunki. I tak się to ciągnie.
W suwalskich STS-ach stałych bywalców nie brakuje, ale ostatnio raczej nie szastają pieniędzmi.
– Duże pieniądze straciłem na polskiej lidze – mówi jeden z nich. – Pewnie zebrałoby się na niezły samochód. Później wyszło szydło worka. Skąd mogłem wiedzieć, że co drugi mecz jest kupiony! Teraz wolę obstawiać amerykańską koszykówkę albo kanadyjski hokej, bilard czy darta, chociaż kompletnie się na tym nie znam.
Także na Mazurach zakłady bukmacherskie cieszą się dużą popularnością.
– Przychodzą do nas zarówno mężczyźni, jak i kobiety – mówi Monika Sztramko, kierowniczka punktu STS przy ulicy Armii Krajowej w Ełku. – Mamy stałych klientów, których widujemy od początku działania zakładu. Niektórzy przychodzą nawet codziennie. Młodsi grają zwykle za małe sumy, po 2 lub 5 złotych. Możliwość łatwego zdobycia pieniędzy jest kusząca, w jeden dzień można wygrać nawet 500 lub 600 zł, co dla niektórych stanowi miesięczną pensję. Zamożni panowie grają za większe pieniądze i traktują zakłady bukmacherskie jako coś w rodzaju hobby i dobrej rozrywki.

Czytaj cały artykuł:
http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20070614/REG00/70613028

Udostępnij
Anna Mierzyńska, www.wspolczesna.pl

Anna Mierzyńska, www.wspolczesna.pl