Segwayowa moda dotarła do Krakowa
Gazeta Wyborcza. Najwięcej wynajmuje się ich pod paryską wieżą Eiffla. Teraz dotarły również na Rynek Główny w Krakowie. Czy czeka nas inwazja turystów na segwayach?
Najwięcej wynajmuje się ich pod paryską wieżą Eiffla. Teraz dotarły również na Rynek Główny w Krakowie. Czy czeka nas inwazja turystów na segwayach?
– Zasada jest prosta. Przechylasz się do przodu, więc jedziesz do przodu. Odchylasz się w tył – hamujesz albo jedziesz w tył. A tym pokrętłem skręcasz – tak zasadę jazdy na napędzanym elektrycznie Segwayu tłumaczy Kuba, młody pracownik biura turystycznego Wagabunda, które kilka dni temu rozpoczęło regularne objazdy Krakowa na tych pojazdach.
Segway to wynalazek amerykański, patent jest wyłączną własnością firmy pod tą samą nazwą, która sprzedaje elektryczne pojazdy dla zwiedzających na całym świecie. W taki sposób zwiedza się m.in. Paryż, Budapeszt, Florencję oraz flamandzkie miasta w Belgii, która jako jedyny jak na razie kraj na świecie uregulowała status pojazdu w swym kodeksie drogowym. – W Belgii na tzw. najmniejszym biegu jazda segwayem traktowana jest jak chód zwykłego pieszego. Na biegach wyższych – jak jazda rowerem. W innych krajach, w tym w Polsce, nie zostało to jeszcze doprecyzowane, co znaczy, że można tym jeździć po miastach z zachowaniem praw ruchu drogowego i zwykłym szacunkiem dla pieszych – tłumaczy Przemysław Lipowski z Wagabundy, właściciel sześciu jak na razie Segwayów w Krakowie.
Pojazd można wynająć od ręki, np. na Rynku. Przechodzi się krótkie szkolenie, po czym wyjeżdża na dwugodzinną trasę z licencjonowanym przewodnikiem. W programie wycieczki jest objazd po najważniejszych zabytkach, w tym Wawelu, przeciskanie się wąskimi uliczkami Kazimierza. – Wszystkie obiekty na trasie zwiedzamy z zewnątrz. Zresztą to obowiązująca w świecie zasada, że wjeżdżanie czymś takim np. do Sukiennic nie ma większego sensu – mówi Lipowski, zaznaczając, że – paradoksalnie – większe zagrożenie dla pieszych niż segwayowcy stanowią dorożki, rowerzyści czy pędzące meleksy.
– Tym nie można nikogo ani niczego uszkodzić, maksymalna prędkość wynosi 20 km/h, obsługa banalnie prosta, a po krótkim czasie poradzi sobie na tym nawet stuletni emeryt – mówi Kuba. Koszt wycieczki jest „europejski”, czyli nie należy do najtańszych – za dwie godziny z przewodnikiem trzeba zapłacić 270 złotych. Czy można wypożyczyć Segwaya samemu? – Tak, jeśli zostawi nam się kaucję wartości ceny urządzenia w USA, czyli około 22 tysiące złotych – słyszę.
Czy Kraków czeka zalew segwayowego zwiedzania, podobnie jak np. w Paryżu, gdzie niemal wszędzie można się natknąć na grupy amerykańskich emerytów bądź japońskich wycieczek korporacyjnych na kółkach? – Nie sądzę. W Krakowie to raczej ciekawostka, na której zarabiamy – uśmiecha się Lipowski.
Jak na segwaye reagują krakowscy strażnicy miejscy? – No nie wiem. Elektryczne nogi? – śmieje się jeden, gdy pytam, jak nazwałby ten wynalazek. Kwestia alkoholowych promili jeżdżących na segwayach turystów rozwiązuje się sama, bo – jak zapewniono mnie w biurze Wagabunda – „żadnym podchmielonym ludziom pojazd nie jest udostępniany”.
– Po godzinach jeżdżę nim na zakupy do galerii handlowych. Wjeżdżam do sklepów, stoję w nim w kolejce do kasy. Czasem tylko ochroniarz krzyknie mi, żebym zwolnił, bo… monitoring nie nadąża – opowiada Lipowski.
Dystrybutorem Segwaya w Polsce jest firma Bremex z Warszawy.