Śląskie zoo przejdzie pod skrzydła marszałka
Taka propozycja pojawiała się wielokrotnie. Poprzedni zarządcy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku chcieli oddać zoo trzem ościennym miastom.
Taka propozycja pojawiała się wielokrotnie. Poprzedni zarządcy Wojewódzkiego Parku Kultury i Wypoczynku chcieli oddać zoo trzem ościennym miastom. Nie było w tym nic nowatorskiego, wszystkie ogrody zoologiczne w Polsce należą do samorządów gminnych. Jedynie śląski finansowany jest z budżetu województwa.
Jednak włodarze Chorzowa, Katowic i Siemianowic notorycznie odmawiali. Powód: ogród zoologiczny jest niedochodowy, za to drogi w utrzymaniu. Śląski tym bardziej, bo należy do największych i mizernie modernizowanych. Na 50 ha żyje 3 tys. zwierząt 300 gatunków, w tym żarłoczne słonie, nosorożce, żyrafy, hipopotamy, tygrysy i niedźwiedzie. Kilka miesięcy temu stanęły tu nowe woliery dla ptaków i przeszklone pawilony dla lwów, ale to pierwsza tak duża inwestycja w ostatnim dziesięcioleciu.
Wydzielenie zoo z WPKiW, zdaniem marszałka Janusza Moszyńskiego, zbliża się wielkimi krokami. Jego koncepcja została w pełni poparta przez zarząd województwa śląskiego, przedstawił ją na obradach sejmiku, na dniach powinien powołać stosowny zespół ekspertów. Prezes WPKiW Cezary Dominiak po analizie prawnej przewiduje, że ogród zoologiczny może być poza parkiem już z nastaniem przyszłego roku. Bynajmniej nie wynika to z nagłej hojności ościennych miast. Marszałek postanowił wziąć zwierzęta pod swoje skrzydła.
Co to zmienia, skoro cały park jest własnością samorządu województwa? – Zoo zyska stabilną sytuację, a reszta parku – szansę na samofinansowanie – tłumaczy Daniel Trensenberg, rzecznik marszałka.
WPKiW jest dzisiaj spółką prawa handlowego, co niesie ograniczenia. Marszałek dał parkowi pieniądze na inwestycje, ale nie mógł dać na pensje pracowników, prąd, wodę czy karmę dla zwierząt. Wydzielone zoo ma być jednostką budżetową, czyli finansowaną od początku do końca z kasy samorządu województwa. To strata dla parku w dwojakim sensie.
Po pierwsze, gdyby nie zoo, WPKiW prawdopodobnie by nie przetrwał. Będąc w rękach wojewody, od zarania dotowany był z budżetu państwa. Przez ostatnie kilka lat trzeba było jednak błagać w Sejmie o pieniądze na park. Udało się, bo posłów wzruszała wizja śmierci głodowej zwierząt.
Z drugiej strony ogród zoologiczny był kulą u nogi WPKiW. Dochody z biletów ledwo pokrywały jego utrzymanie, bo zoo kosztuje 3 mln zł rocznie. Ponad drugie tyle, przynajmniej na początku, pochłonęłaby jego modernizacja.
Dzisiaj WPKiW bez zwierząt nie musiałoby nigdzie żebrać. Prezes Dominiak nie chce ujawniać, ile spółka zarabia. Zdradza tylko: – Mamy przychody o 50 proc. wyższe niż w zeszłym sezonie.
Zysk płynie głównie z wesołego miasteczka, które w tym roku wzbogaciło się o największą atrakcję lunaparkową w Polsce – rollercoaster. Ponadto – z dzierżawy obiektów i parkingów.
Tresenberg i Dominiak podkreślają, że wydzielenie zoo to dopiero plany. Cokolwiek się stanie, ogród nadal będzie na mapie parku. Zmieni się tylko dyrektor. Obecny – Jolanta Kopiec – kończy pracę w tym tygodniu. Jej obowiązki przejmie Andrzej Malec, od lat dyrektor hodowlany śląskiego ogrodu, który – w odróżnieniu od Kopiec (co sama zawsze podkreślała) – zna się na zwierzętach.