Unia Europejska dusi przedsiębiorczość
Jeśli zabieraliście dzieci na niedzielne przejażdżki karuzelą lub sami lubiliście przypomnieć sobie czasy dzieciństwa na Śródce, pożerając kilogramy waty cukrowej, musicie niestety znaleźć sobie inne miejsce rozrywki - pisze gazeta wyborcza
Zdążyliśmy już się do niego przyzwyczaić, a na wiosnę zniknie z Poznania na dobre – lunapark przy rondzie Śródka kończy swoją działalność.
Jeśli zabieraliście dzieci na niedzielne przejażdżki karuzelą lub sami lubiliście przypomnieć sobie czasy dzieciństwa na Śródce, pożerając kilogramy waty cukrowej, musicie niestety znaleźć sobie inne miejsce rozrywki.
Stojący koło ronda lunapark „Dzidkoland” wyprowadza się od nas na dobre.
Jego właściciel Zdzisław Misiak zdecydował się wyjechać do Hiszpanii, gdzie mieszka jego córka. – Może tam też będę miał wesołe miasteczko, kto wie – mówi Misiak, który tym biznesem para się już od 30 lat. Jest wyraźnie smutny z powodu końca swojej poznańskiej przygody. Jak mówi, wesołe miasteczko to była jego pasja, nie prowadził go dla pieniędzy – po prostu lubił dawać dzieciom radość. Jego lunapark na Śródce zdążył już wrosnąć w poznański krajobraz – działał tu przecież przez kilka ostatnich lat. Ale nie wszystkim się podobał – były osoby, które uważały, że szpeci okolicę.
Osiem lat temu „Dzidkoland” pierwszy raz trafił na strony gazet. Wtedy z lunaparku uciekły dwa kucyki, wkrótce jeden z nich zdechł. Głośno było i w 1999 r. Wtedy Urząd Miasta dał mu miesiąc na wyprowadzkę – miasteczko nie miało pozwolenia na ustawienie rozległych konstrukcji. Wtedy jednak udało się sprawę załatwić i lunapark przetrwał.
Teraz kończy swoją działalność ze względu na… normy Unii Europejskiej. Nowoczesne urządzenia z branży „wesołomiasteczkowej” są naszpikowane elektroniką, w związku z czym ich cena osiąga astronomiczne rozmiary. Przynajmniej dla właściciela „Dzidkolandu”. By spełnić wymogi UE, Misiak musiałby zainwestować w swój lunapark ok. 300 tys. zł. Nie stać go na to.
Wygląda więc na to, że barwna postać Zdzisława Misiaka zniknie z poznańskiego firmamentu. Trochę szkoda. Ze swoimi siedmioma kotami, które chodzą za nim krok w krok niczym najwierniejsze psy, wygląda, jakby wyjęto go z któregoś z filmów Federico Felliniego.