„W listopadzie były dni, gdy traciliśmy nawet kilkanaście milionów złotych”
Sebastian Ogórek, redaktor naczelny money.pl przeprowadził wywiad z prezesem i współwłaścicielem STS-u, Mateuszem Juroszkiem. W rozmowie poruszone zostały m.in. takie kwestie jak dramatyczny listopad dla bukmacherów, kasyno online, czy szara strefa, która w Polsce nadal posiada kilkadziesiąt procent rynku. Szef największego w Polsce bukmachera opowiedział również o swoich początkach w biznesie, czy ekspansji na zagraniczne rynki.
Brak konkurencji
Od wielu lat STS jest bezsprzecznym liderem na polskim rynku zakładów bukmacherskich. Mateusz Juroszek w rozmowie dla money.pl podkreśla, że obecnie w Polsce jego firma odjechała konkurencji: – Mam gen konkurencji, walki. Jako dziecko tak mnie wychowywano. Grałem w piłkę, później trenowałem na snowboardzie, brałem udział w Mistrzostwach Polski juniorów. W liceum podobnie byłem we wszystkich możliwych reprezentacjach. W biznesie też lubię udowadniać swoją wartość. Na przykład wygrywać rywalizację o udziały rynkowe. Z tym że od pewnego czasu ta rywalizacja jest dla nas stosunkowo prosta.
– W STS wyznaczamy sobie maksymalne plany z pełną świadomością, że jeśli je wykonamy, to za rok musi być jeszcze lepiej. Nasza konkurencja podchodzi dziś do biznesu inaczej, co ma swoje odzwierciedlenie w pozycji rynkowej – dodał Juroszek.
Inwestycje w zagraniczne rynki
Od początku 2019 roku STS działa na takich rynkach jak: Wielka Brytania, Norwegia, Islandia, Słowenia, Luksemburg, Andora, San Marino, Łotwa, Malta, czy Gibraltar. Mateusz Juroszek podkreślił, że na tych rynkach STS jest nowy, więc musi inwestować w marketing: – W branżowych portalach ostatnio zostaliśmy sklasyfikowani jako 21. największa firma na świecie w bukmacherce. To jest dla nas piękne, pokazujemy, że Polak potrafi. Poza naszym krajem zawsze jednak zaczynamy od zera. Musimy więc sporo wydać na marketing.
– Nie chcemy jednak powiedzieć: od teraz wchodzimy z całą mocą w jeden rynek. Działamy spokojnie, bez niepotrzebnego ryzyka. Ale jednocześnie w przyszłym roku zagranica da nam dodatkowe kilkaset milionów złotych przychodu – zakończył optymistycznie Juroszek.
Inwestor w STS?
W branżowych rozmowach bardzo często mówi się o tym, że STS stał się atrakcyjny dla wielu Inwestorów. Szef STS podkreślił jednak, że niekoniecznie przejęcie lub sprzedaż udziałów się wydarzy, choć nie wyklucza takiego scenariusza, gdy oferta będzie atrakcyjna: – Jak ktoś przyjdzie i położy na stole potężną ofertę, to będziemy rozmawiać. Natomiast teraz po COVID-19 czekają nas bardzo dobre lata. W przyszłym roku mamy piłkarskie Euro i igrzyska. Później mistrzostwa świata w piłkę nożną w Katarze.
– Jeśli potencjalny inwestor będzie chciał 20 proc. i dobrą dywidendę, to jest to ciekawa oferta. Na dziś ja mam 49 proc., mój ojciec 51 proc. On przede wszystkim angażuje się jednak w swoją firmę deweloperską Atal. Cieszę się, że udało nam się z STS-u zbudować lidera rynku, który wzbudza zainteresowanie inwestorów. Z drugiej strony jest ryzyko polityczne, że otoczenie biznesowe dla bukmacherów w Polsce będzie coraz trudniejsze. Jest więc czasem pokusa, by się nad tym pochylić. Trzeci pomysł to giełda. Po Allegro i ich debiucie widać, że to ciekawe rozwiązanie – tłumaczy Juroszek.
Szara strefa
Mateusz Juroszek w wywiadzie opowiedział również o szarej strefie, która nadal jest silna w Polsce, na czym traci przede wszystkim skarb państwa: – Szara strefa w bukmacherce to dziś kilkadziesiąt procent, a więc i ogromne straty dla budżetu państwa. Cały czas jest tutaj jeszcze dużo do zrobienia. My pokazujemy jednak, że warto nam zaufać i wpuścić w kolejne sfery. Mogę zagwarantować, że przyniesie to budżetowi państwa kolejne miliony złotych w podatkach.
– To zależy od formy i wysokości opodatkowania, ale sądzę, że to może być drugie tyle, co teraz. Z 360 mln zł zrobiłoby się pewnie z 700 mln zł tylko od nas. Dlatego inwestujemy za granicą, bo jak się to już wydarzy w Polsce, to my będziemy gotowi – powiedział szef STS-u.
Dramatyczny listopad
CEO STS potwierdził również to o czym mówi się w branży w ostatnim czasie, czyli fakt, że listopad był jednym z najgorszych miesięcy dla firm bukmacherskich na całym świecie: – Listopad był chyba najgorszym miesiące w historii branży bukmacherskiej. Są nawet firmy w Europie, które nie przetrwały.
Do takiej sytuacji doszło, ponieważ w listopadzie zwykle wygrywali sami faworycie, a to najgorsze wyniki dla operatorów zakładów bukmacherskich: – Mieliśmy zero zysku z zakładów. Nie mówię tu nawet o kosztach. W listopadzie do biznesu dołożyliśmy i to przy rekordowych obrotach. Były dni, gdy traciliśmy nawet kilkanaście milionów złotych. Dostaję dziennie kilka raportów, w tym te o północy. Jak się budziłem czy sprawdzałem telefon, to chciało mi się wymiotować. To były tak potężne straty.
– W takim momentach trzeba czekać. Statystyka musi wreszcie zacząć działać. W tym roku mamy bardzo dużo imprez sportowych skumulowanych po lockdownie. Jak wszyscy faworyci wygrywają przez 3-4 dni, to wiadomo, że po jednym sukcesie klient obstawia jeszcze raz, to się kumuluje i robi się problem. W grudniu już jednak się odbijamy – zakończył Mateusz Juroszek.