Wielka gra wielką forsą
Przegląd Prasy. Jak puścić 3,5 mld zł? Pani wicepremier Gilowska ogłosiła, że stać nas Euro 2012. Zapowiedziała nowelizację ustawy o grach losowych. Co to może znaczyć? Może to - pisze "Trybuna"
Pani wicepremier Gilowska ogłosiła, że stać nas Euro 2012. Zapowiedziała nowelizację ustawy o grach losowych. Co to może znaczyć? Może to.
Totalizator Sportowy ma plan – najdalej za dwa lata chce mieć 51 proc. udziałów w rynku hazardowym w Polsce. Dziś ma ok. 30 proc. Pomóc w tym mają nowe gry – nieznane nad Wisłą wideoloterie. To nie jest miła rodzinna rozrywka polegająca na skreślaniu numerków, lecz jedna z najostrzejszych form hazardu. W ciągu godziny można stracić fortunę.
W poniedziałek, 16 kwietnia br., w Ministerstwie Skarbu Państwa odbył się briefing, podczas którego prezes Totalizatora Jacek Kalida w obecności wiceministra Pawła Szałamachy oraz członka zarządu TS Sławomira Łopalewskiego poinformował dziennikarzy o znakomitych wynikach finansowych spółki w I kwartale tego roku (przychód 750,97 mln zł; wzrost o 42 proc. w porównaniu do roku ubiegłego) i snuł wizje przyszłości.
Przedstawiciele mediów odnotowali dwa fakty: wart 3,5 mld zł plan zarządu TS na odzyskanie pozycji dominującej w polskim hazardzie i… dystans ministra Szałamachy wobec wniosku prezesa Kalidy, by wypracowane w 2006 r. zyski zostawić w spółce z przeznaczeniem na inwestycje. A warto wiedzieć, że rok wcześniej – w 2005 r. – Totalizator przekazał do skarbu państwa 138 mln zł dywidendy, co dało mu chwalebne, czwarte miejsce po KGHM, PZU i PKO BP.
Nadzieja Kalidy jest naiwna, bo przecież gołym okiem widać, że liczne socjalne obietnice rządu są bardzo kosztowne, a więc budżet jest napięty, rząd więc na pewno nie zrezygnuje z milionów zarobionych w roku 2006. Z góry więc wiadomo, że minister Szałamacha nie zgodzi się na zostawienie w Totalizatorze rocznego zysku, co oznacza, że zanim wielki plan prezesa Kalidy z wprowadzeniem na rynek wideoloterii będzie mógł wystartować, będzie on musiał znaleźć gdzieś sobie ponad 100 mln zł. Na początek. Czy to jest realne i jak on to może zrobić? Prezes Kalida nie pierwszy bierze się za wielkie inwestycje w hazardzie. Drogę przetarli mu poprzednicy, co jest dobrze opisane w raportach NIK.
W roku 2005 Najwyższa Izba Kontroli ujawniła, iż Polski Monopol Loteryjny wiele lat temu podpisał umowę z amerykańską spółką PGS Sp. z o.o. na organizację wideoloterii. Tenże PML w październiku 2001 r. zawarł umowę ze spółką Sollers „o współpracy dotyczącej dystrybucji loterii pieniężnych przy pomocy tzw. kanałów wirtualnych” – chodziło o hazard w Iinternecie. Inspektorzy NIK uznali, że umowy te oznaczały „faktyczne scedowanie monopolu na prowadzenie gier losowych na podmiot nieuprawniony”, co oznacza, mówiąc wprost, oddanie monopolu dzierżonego przez państwo w inne, cudzoziemskie ręce.
W 2004 r. Kancelaria Obsługi Prawnej Firm Sp. z o.o. z Krakowa na zlecenie Ministerstwa Skarbu Państwa wykonała audyt umów zawartych przez Polski Monopol Loteryjny i Totalizator Sportowy. Doszła do wiosku, że PML praktycznie „zlecał partnerom zewnętrznym prowadzenie wszystkich czynności związanych z prowadzeniem gier”! Stawiam miesięczną kumulację w Dużym Lotku przeciw garści orzechów laskowych, że po ten patent, czyli po zawarcie podobnej w konsekwencjach umowy z podmiotem zagraniczym, sięgnie także Kalida pragnący wprowadzić na polski rynek nowe hazardowe zabawy. Oczywiście jeśli pozwolą mu na to Sejm i resort finansów, ale szanse ma spore, bo jeśli wierzyć mediom, w lobbing na rzecz wideoloterii zaangażowany jest bardzo ważny minister przypremierowy.
Kto zatem będzie głównym beneficjentem w zbożnym dziele uzależniania chrześcijańskiego narodu od ostrego hazardu? Odpowiedź znalazłem w umowie z 31 maja 2001 r. łączącej Totalizator Sportowy z Grytek Sp. z o.o. (Grytek to spółka-córka amerykańskiej firmy GTECH Corporation dostarczającej Totalizatorowi lottomaty i oprogramowanie). Jest tam zapisane, że TS zobowiązuje się, iż „w okresie obowiązywania umowy nie podejmie współpracy, nie będzie uczestniczyć i nie będzie usługobiorcą innego usługodawcy i operatora systemu” oraz, że TS zobowiązuje się także nie kupować od innego partnera niż Grytek terminali i urządzeń do prowadzenia gier! Umowa wygasa w 2011 r.
Zatem jeśli Totalizator będzie chciał wprowadzić na rynek wideoloterie, będzie MUSIAŁ kupić sprzęt i oprogramowanie od spółki-córki amerykańskiej firmy GTECH! Prezes Kalida powinien to wiedzieć. Zatem jeśli snuje plany wydania najpierw 200 mln euro, a potem jeszcze więcej, musi mieć świadomość, że to GTECH, a nie jego spółka, będzie spijała krem ze śmietanki. Prezes Kalida może oczywiście oświadczyć, że ma inne opinie prawne, a do realizacji projektu wideoloterii wybierze partnera w otwartym przetargu. Na taki wist musi mieć jednak wielkie jak arbuzy „cojones de ferro”, bo GTECH nie odpuści! I będzie dochodził odszkodowania przed niezawisłym sądem.
Na dodatek o wideoloterie ubiega się, obok Totalizatora, firma bukmacherska Totolotek Toto-Mix związana umową z greckim potentatem na europejskim rynku hazardu – spółką Intralot. Prezes Kalida nie jest więc jedynym amatorem zysków z tej zabawy. Szefowie Totolotka wręcz upominają się o zaprowadzenie warunków wolnej konkurecji na tym rynku, zadeklarowali gotowość wybudowania sieci kolektur z 1,5 tys. terminali wideoloterii za ok. 8 mln euro – plus 1,5 mln na promocję i reklamę. Zanim więc zarząd Totalizatora Sportowego „odpali” wielki projekt zamiany Polski w Las Vegas Europy Środkowej, będzie musiał:
a) „ułożyć” się z poważnymi graczami takimi jak Intralot i GTECH,
b) „wyciszyć” media,
c) przekonać Sejm i Ministerstwo Finansów, iż wydatek rzędu 3,5 mld zł ma głęboki sens.
Z ciekawością będziemy się przyglądać, jak daje sobie radę.