25.01.2020 13:44

Dożywotnia dyskwalifikacja dla Joao Souzy

Na przestrzeni ostatnich lat, miesięcy i tygodni coraz głośniej mówi się o korupcji w tenisie. Do tzw. ustawek dochodzi niemal na każdym poziomie. Właściwie już nikogo nie dziwi, gdy tenisiści w wywiadach mówią o absurdalnych wręcz sytuacjach, które miały miejsce na turniejach dużej rangi. I właśnie na takich turniejach grał Joao Souza, który od dłuższego […]

Dożywotnia dyskwalifikacja dla Joao Souzy

Na przestrzeni ostatnich lat, miesięcy i tygodni coraz głośniej mówi się o korupcji w tenisie. Do tzw. ustawek dochodzi niemal na każdym poziomie. Właściwie już nikogo nie dziwi, gdy tenisiści w wywiadach mówią o absurdalnych wręcz sytuacjach, które miały miejsce na turniejach dużej rangi. I właśnie na takich turniejach grał Joao Souza, który od dłuższego czasu był podejrzewany o ustawianie spotkań. Brazylijczyk bywał już w związku z tym zawieszany, ale teraz władze światowego tenisa poszły jeszcze dalej i postanowiły zakończyć sprawę definitywnie – dożywotnie zawieszenie. 

Każdy wiedział, ale nikt nic nie robił

Czy wyrok w sprawie Joao Souzy może dziwić? Z jednej strony tak, ponieważ sprawa ciągnęła się od dłuższego czasu. Tak naprawdę każdy wiedział, że Brazylijczyk nie gra w zgodzie z zasadami fair play, ale trudno było mu cokolwiek udowodnić.

Arek wylosował Joao Souzę, Brazylijczyka z pierwszej setki rankingu. Kosa niesamowita, bałem się kompromitacji. Syn był 1400. w rankingu. Ale spojrzałem na kursy u bukmacherów. Na wygranie seta przez syna wynosił 8:1. Normalnie nie było możliwości, by syn wygrał seta, ale Souza odstawił komedię. Udawał kontuzję, wyrzucał piłkę w płot, wzywał lekarza. Syn wygrał seta 6:3. W drugim było 5:5. Ale gdy tylko Souza podkręcał tempo, mój syn nie istniał. Brazylijczyk wygrał 7:5, a trzeciego 6:3. Nie ma opcji, by ktoś nie zarobił. Syn nieświadomy opowiadał w wywiadach, jak był blisko zwycięstwa. A tak naprawdę Souza miał wszystko pod kontrolą. Ten mecz miał ustawiony – mówił już w 2016 roku na łamach Przeglądu Sportowego,  Krzysztof Kocyła, ojciec zawieszonego wcześniej na pięć lat za ustawianie meczów Arkadiusza Kocyły.

Z drugiej jednak strony, mało kto się spodziewał, że Souza wreszcie odpowie za wielokrotne łamanie prawa. Tak naprawdę historia z jego zawieszeniem stała się kabaretem. Ośmieszała władze światowego tenisa, które do końca nie wiedziały, czy Brazylijczyka należy zawiesić, czy jednak może pozwolić mu nadal grać. Spójrzmy na historię zawieszeń 31-latka z kwietnia 2019 roku, którą obrazowo przedstawił autor bloga „Serwis na Zewnątrz”, Michał Pochopień:

6 kwietnia – Joao Souza tymczasowo zawieszony przez TIU
7 kwietnia – Informacja znika ze strony organizacji, adwokat zawodnika informuje, iż został on uniewinniony.
16 kwietnia – Souza wraca do gry i bierze udział w Challengerze w San Luis Potosi.
18 kwietnia – Souza wycofuje się z meczu trzeciej rundy z powodu przyczyn prywatnych.
19 kwietnia – wiarygodne brazylijskie źródło informuje, że Souza został ponownie zawieszony. Tym razem na 120 dni. Powód: odpuszczenie meczu drugiej rundy Challengera w Morelos w lutym br.

Być może dobrze się stało, że wówczas doszło do kabaretu, ponieważ ktoś w Międzynarodowej Federacji Tenisowej podjął decyzję o tym, by tym razem sprawy nie odpuścić. Rozpoczęło się śledztwo, które relatywnie szybko wykazało, że Joao Souza ustawiał mecze w latach 2015-2019 w takich krajach jak: Brazylia, Meksyk, USA i Czechy. Co więcej udowodniono mu, że niszczył dowody i utrudniał śledztwo. Namawiał również innych graczy do procederu ustawiania meczów.

Kara adekwatna do winy

Joao Souza został dożywotnio zdyskwalifikowany i ukarany grzywną w wysokości 200 tys. dolarów. Kara nie mogła być inna. Gdyby przykładowo Brazylijczyk ponownie został zawieszony na przykładowo dwa lata, wróciłby do gry i nadal ustawiał mecze. Na szczęście w Światowej Organizacji Tenisa ktoś zdał sobie sprawę z tego, że chodzi o recydywistę. Człowieka doszczętnie skorumpowanego, który o duchu sportu zapomniał już wiele lat temu. Bez wątpienia ważnym czynnikiem w tej sprawie był też fakt, że Brazylijczykowi udowodniono, że nakłaniał innych graczy do sprzedawania meczów.

Precedens, który rozpocznie lawinę dożywotnich dyskwalifikacji? 

Być może tak, ponieważ tajemnicą poliszynela jest, że tenis uchodzi za sport zatruty korupcją. Przypadek Souzy pokazuje również, że jeden skorumpowany tenisista, pociąga za sobą kolejnych. Siatka oszustów rośnie w niewyobrażalnym tempie. A pamiętajmy, że Souza nie był zawodnikiem niszowym, który grał w nieznaczących turniejach. Mowa o graczu, który w swojej karierze wygrał dziewięć imprez rangi ATP Challenger Tour. Swego czasu był 69. tenisistą świata. Mierzył się z najlepszymi tenisistami na świecie. Z legendami tego sportu. Spełniał więc marzenie wielu dzieciaków, ale dla niego liczyło się już zupełnie coś innego. Coś zupełnie niezwiązanego ze sportem. Wniosek, który płynie z tej historii powinien być przede wszystkim taki, że złamać można nawet tenisistów, którzy mogą bez problemu zarabiać poważne pieniądze na korcie. Pokusa szybszego, łatwiejszego i większego zarobku jest dla nich jednak zbyt duża.

Wydaje się, że w ostatnim czasie coś drgnęło i czeka nas duża rewolucja, jeśli chodzi o karanie skorumpowanych tenisistów. Chciałoby się powiedzieć – wreszcie. Na razie jednak nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, ponieważ zaraz może się okazać, że Joao Souza był jedną jaskółką, która nie sprawiła, że nastała wiosna.

Udostępnij
Bartosz Burzyński

Bartosz Burzyński