Ogolna 22 września 2023

Dyrektor Toru Służewiec. “To pomogłoby w naszym rozwoju”

autor: redakcja
Przy okazji Warsaw Jumping porozmawialiśmy z Dominikiem Nowackim, dyrektorem Toru Służewiec. – Marzy mi się, żeby polski koń z lekkością walczył o sukces w najważniejszej francuskiej gonitwie, czyli w Łuku Triumfalnym – powiedział w wywiadzie dla "Interplay.pl".

Łukasz Majchrzyk, Interplay.pl: Co wyjątkowego ma w sobie Tor Służewiec?

Dominik Nowacki, dyrektor Toru Wyścigów Konnych Służewiec:– Jego projekt był rysowany około 90 lat temu i był doskonale wpisany w kulturę tamtych lat, w to, co było ważne społecznie. To jest architektoniczna perła, przepiękne jest całe założenie urbanistyczne, 140 ha zaplanowane od zera, w szczerym polu. Są tutaj aż trzy przejścia podziemne dla koni, przepięknie narysowane rozdzielenie ruchu pieszego od kołowego, całe miasteczko na 140 mieszkań, stajnie na 1000 koni. Rody magnackie miały posiadłości i hodowle na Kresach. Dlatego na Służewcu powstało nie tylko dużo stajni, ale też mieszkań. Wiedzieli, że na wschodzie są lepsze warunki do hodowli, a tutaj stworzyli doskonałe warunki do treningu. W tamtych czasach czegoś takiego nigdzie indziej nie było.

Nawet w Anglii czy we Francji?

– W Ascot trybuny i cała zabudowa były drewniane w tamtych czasach. Tory Epson, Longchamps w Paryżu mogły tylko patrzeć z zazdrością na to, co polska arystokracja zbudowała sobie w Warszawie, pokazując, że nasza stolica należy do pierwszej ligi miast europejskich. Chodziło o dumę opartą na popkulturze.

Wyścigi były kiedyś w Polsce aż tak popularne?

– To, co mnie zdziwiło, gdy oglądałem pierwszy numer „Rzeczpospolitej”, wychodzącej wtedy dwa razy dziennie, to fakt, że chociaż zasadniczo teksty były krótkie ze względu na tempo przygotowania, to półtorej kolumny było o sporcie. Pół kolumny poświęcone zostało na sport taki, jak dzisiaj go rozumiemy, a cała kolumna przeznaczona została na wyścigi. To pokazuje, jakie miejsce w życiu społeczeństwa miały wyścigi i Tor Służewiec.

Niestety, zaraz wybuchła wojna.

– Budowano tor ponad 10 lat i oddano go do użytkowania 3 czerwca 1939 roku, a za chwilę Niemcy napadły na Polskę. Klasa wyższa nie zdążyła się tutaj pobawić, bo tor przed wojną działał właściwie przez jedno, niecałe zresztą lato. Potem była wojna, a po niej okres komuny, która dawała tutaj „igrzyska”. Ludzie, którzy tu przychodzili, mieli poczucie, że biorą udział w rozrywce klas wyższych. Była seta i galareta, a w weekend można było wygrać pieniądze. Totalizator konny był dość popularny.

Przypomina się scena z serialu „Dom”, gdy z teczki wysypują się bilety wyścigowe.

– To był dowód, że wtedy w komunie, w kulturze masowej naszego narodu, konie były obecne. Dzisiaj największą barierą w rozwoju wyścigów jest to, że nie istnieją w kulturze. Konie dopiero odbudowują swoją pozycję, ale ciągle jest tego mało, zwłaszcza jeśli porównamy się do Francji czy Irlandii.

Jaki plan na rozwój Służewca ma Totalizator Sportowy?

– Naszym marzeniem jest, żeby Tor Służewiec stawał się popularnym miejscem spotkań, a dodatkowo chcemy przyczyniać się do budowy rynku właścicielskiego. Przez ostatnie 30 lat okrutnie to zaniedbano. Kto jest właścicielem koni biegających w gonitwach? Czy tylko ktoś, kto kocha konie?

Rozmawiamy przy okazji Warsaw Jumping. Jak wygląda sytuacja polskiego jeździectwa?

– Wystarczy powiedzieć, że na Warsaw Jumping startuje polska drużyna w jeździectwie. Jeszcze pięć, dziesięć lat temu można było pomarzyć o organizowaniu w Polsce tak ważnych wydarzeń. Teraz Polacy mają tak dobre konie, że zaczynają coś znaczyć na arenie międzynarodowej. W cyklu Longines EEF Series Polacy wygrali Dywizję Północną, gdzie okazali się lepsi od Szwecji, Danii, Litwy, Łotwy, Estonii. Potem pojechali na półfinał do Deauville, które jest wyścigowym centrum Francji. Tam nasz konkurent, tor w Deauville, organizował zawody, w których zachód spotykał się z północą Europy i tam Polacy wywalczyli awans do warszawskiego finału. Nikt im występu tutaj nie podarował. Nieco ponad miesiąc temu drużyna skokowa zakwalifikowała się do Igrzysk Olimpijskich w Paryżu.

Skąd ta zmiana?

– Przy jeździectwie od 15 lat zaczęło się koncentrować zainteresowanie najbogatszych Polaków, połączone z ambicjami sportowców. To dało taki efekt, że udaje się generować sukcesy i budować dumę narodową, że Polacy są lepsi niż Węgrzy, Czesi, Słowacy. W naszym regionie jesteśmy najsilniejsi. Tego samego potrzeba polskim wyścigom.

Co byłoby w wyścigach znaczącym sukcesem?

– Marzy mi się, żeby polski koń z lekkością walczył o sukces w najważniejszej francuskiej gonitwie, czyli w Łuku Triumfalnym. Ktoś powie, że się nie znam, że to niemożliwe. Marzy mi się, że właściciele koni ścigają się o to, by trafić na aukcji konia, który ma szansę się tak rozwinąć. Chciałbym tego, żeby hodowla folblutów w naszym kraju się rozwijała. Dolew doskonale wyselekcjonowanej krwi od zachodnich ogierów może spowodować, że za 10 lat będą rodziły się źrebaki na miarę sukcesów międzynarodowych. To pomogłoby też w rozwoju Toru Służewiec.

Mówi Pan o marzeniu, żeby wygrać Łuk Triumfalny. Czy ktoś z zagranicy marzy o tym, żeby wygrać Wielką Warszawską?

– To kwestia tego, co oferujemy finansowo. Realia są takie, że jesteśmy dość daleko geograficznie od miejsc, gdzie w treningu są skoncentrowane najlepsze konie wyścigowe, a trzeba policzyć koszty transportu z Anglii czy z Francji. To jest skomplikowane logistycznie, a dodatkowo we Francji są co tydzień atrakcyjne gonitwy.

Potrafimy zbudować taką gonitwę?

– Po raz pierwszy w historii polskich wyścigów gonitwa dla koni pełnej krwi angielskiej otrzymuje rangę „Listed”. Po czterech latach starań European Pattern Committee dał nam ten międzynarodowy znak jakości. Teraz Wielka Warszawska, która w tym roku odbywa się 1 października, będzie w pełni międzynarodowa. Konie będą walczyć tutaj o wyższy rating międzynarodowy, a po sukcesach w tej gonitwie będą dawać dużo droższe potomstwo. Polskie wyścigi tą gonitwą zostają wpięte w europejski system wyścigowy. To jest uchylenie drzwi na dużo większe relacje. To nie będzie nagły game changer, raczej ewolucja. Nie ma co marzyć o inwestorze, który wyda 100 mln rocznie na nagrody, co przyciągnęłoby naprawdę dobre konie. Polskie wyścigi idą inną drogą, mają jeden gigantyczny walor, którego trenerzy nie dostrzegają. Mają świetny tor na Służewcu, gdzie są znakomite i relatywnie niskie koszty treningu i mogą być europejskim zapleczem do treningu koni. Takie same usługi we Francji są dużo droższe. Właściciele, którzy mają liczną stawkę koni, mogliby oddać część z nich na pierwszą selekcję na nasz tor. Polska łapałaby inne kontakty, relacje międzynarodowe.

Dodaj komentarz