Ogolna 27 lutego 2020

“PZPN wykorzystuje pozycję dominującą w negocjacjach z bukmacherami”

Założyciel i wspólnik Kancelarii BCLA, Michał Bisiorek należy do wąskiego grona prawników specjalizujących się w grach hazardowych, w szczególności na rynku bukmacherskim. W rozmowie z nami szczegółowo opowiedział o sprawie pobierania opłat od bukmacherów przez m.in. PZPN za wykorzystywanie wyników sportowych, a także o trendach i prawie reklamowym na rynku hazardowym. Nie zabrakło również pytań o rozwój i przyszłość branży rozrywkowej. 

Chciałbym zacząć rozmowę od bardzo ważnego tematu dla nas jako redakcji. Chodzi o pobieranie opłat od bukmacherów przez m.in. PZPN za wykorzystywanie wyników sportowych. Jaka jest pana opinia na ten temat?

Generalnie to z niczego nie wynika, że PZPN i inne związki pobierają opłaty za dostęp do wyników sportowych. Oczywiście w ustawie hazardowej jest obowiązek uzyskania zgody od Związków Sportowych na  korzystanie z wyników sportowych. Chodzi tutaj o rozgrywki, które dane związki organizują. Nie ma jednak takiego obowiązku, jeśli chodzi o dostęp do wyników zagranicznych.

Wyniki są informacją publiczną, z której mogą skorzystać wszyscy ludzie z dostępem do Internetu, gazet, czy telewizji. Dlaczego więc bukmacherzy muszą za to płacić? Tym bardziej, że w innych krajach z drobnymi wyjątkami takie opłaty nie występują.

Prawnie to nie jest uregulowane, iż bukmacher musi płacić za wyniki. Tak jak jednak wspomniałem w naszej ustawie hazardowej jest zapis, że operator musi uzyskać zgodę organizacji, by skorzystać z wyników rozgrywek, które dany związek organizuje.

W ustawie nie ma zapisu, że udostępnianie tych wyników ma odbywać się za jakąkolwiek opłatą?

I tutaj właśnie jest największy problem, ponieważ w ustawie nie ma nawet słowa o tym ile pieniędzy organizacje sportowe powinny pobierać za udostępnianie wyników sportowych. Tym samym Związki Sportowe uznały, że będą na tym zarabiać. Narzucają bukmacherom określone rozwiązania umowne, z których wynika, że operator – chcący korzystać z wyników sportowych konkretnej organizacji – musi podpisać umowę. Stawki często są nienegocjowane albo negocjowane w małym zakresie. Oczywiście zależy to od wielkości i marki bukmachera, ponieważ największe firmy mają większą siłę przebicia. Duży problem jest więc dla nowych i małych bukmacherów, dla których tego typu kwoty są astronomicznymi. Muszą się jednak zgodzić, ponieważ każdy chce mieć polski sport w swojej ofercie. Zwłaszcza dotyczy to piłki nożnej, która w naszym kraju jest bardzo popularna.

Niestety umowy nie tylko zwierają stawki stałe, ale również procent od zysku.

Oczywiście, widziałem umowy, w których był zapis, że bukmacher nie tylko będzie musiał zapłacić stałą stawkę, ale także procent od zysku z danych rozgrywek. Wydaje mi się, że chyba nawet PZPN takie rozwiązania wprowadza.

Plus dodatkowo jeszcze, jeśli bukmacher oferuje usługi online i w punktach naziemnych, umowa zakłada, że musi zapłacić procent od zysku ze wszystkich zakładów. Co prawda bukmacherzy już się buntują i prowadzą rozmowy – zwłaszcza z PZPN – w tym kierunku, by ucywilizować wysokość opłat za wyniki sportowe. Rozmowy są jednak trudne, ponieważ w zasadzie PZPN jest pewnego rodzaju monopolistą.

Trudno nazwać to rozmowami, ponieważ bukmacherzy apelują do Polskiego Związku Piłki Nożnej o obniżenie stawek, ale zawsze słyszą odpowiedź, że nikt nie jest zmuszany do podpisywania umów. Nie jest więc trochę tak, że w tym wypadku PZPN wykorzystuje pozycję dominującą w negocjacjach?

Niestety w praktyce tak to wygląda. Tak jak wspomniałem, żeby mieć w ofercie polską piłkę nożną, potrzebna jest zgoda organizatora rozgrywek. Tym samym można powiedzieć, że PZPN wykorzystuje pozycję dominującą w negocjacjach zwłaszcza wobec nowych operatorów, którzy nie mają odpowiedniej pozycji rynkowej. Negocjacje nie są prowadzone na partnerskich warunkach, ponieważ PZPN i tak wie, że bukmacher będzie musiał zgodzić się tak naprawdę na każdą stawkę.

Umowy podpisywane są zwykle na sezon, czy dłuższy okres czasu?

Zwykle na sezon, czyli powiedzmy od sierpnia do sierpnia. Następnie na kolejny rok trzeba „negocjować” kolejną umowę.

I ponownie bukmacherzy mają związane ręce.

Oczywiście zakłady na polskie ligi zawsze będą musiały być w ofercie bukmachera, ale rynek podąża w stronę tzw. szybkich zakładów związanych ze sportami wirtualnymi. Chodzi o to, że ludzie chcą wiedzieć, czy wygrali w przeciągu kilku minut. Tym samym bukmacherzy będą stawiać na wirtualną piłkę. Słyszałem już, że są takie pomysły, iż jeden z operatorów chce zrobić wirtualną ligę polską, w której będą wirtualne wyniki. W tym przypadku PZPN nie będzie miał prawa do pobierania opłat za wyniki, ponieważ te będzie generował algorytm. Uważam, że im bardziej ten rynek się rozwinie, tym pozycja negocjacyjna PZPN będzie spadała.

Jakie pana zdaniem byłoby najlepsze wyjście z tej sytuacji. Czy istnieje możliwość wypracowania takiego rozwiązania, które zadowoli obie strony sporu?

Rozumiem kwestie odpłatności, ale stawki powinny być narzucone z góry. Powinna być zryczałtowana kwota od zysku albo średniej krajowej, która byłaby od początku jasna dla wszystkich. Wówczas bukmacher mógłby przewidzieć, jakie to będą koszty, które zmieniałby się jedynie od inflacji.

Sama idea płatności w mojej ocenie jest słuszna, ponieważ niektóre organizacje nie są tak dobrze zorganizowane jak PZPN. Być może – strzelam – Polski Związki Łuczniczy dzięki tym pieniądzom będzie mógł lepiej zorganizować rozgrywki, a dzięki temu poziom sportowy polskich łuczników będzie wyższy. Nie może być jednak tak, że organizacje sportowe narzucają swoją cenę i nawet nie muszą tłumaczyć, dlaczego jest taka, a nie inna. Niedopuszczalnym jest również, że nikt nad tym nie ma nadzoru.

Obecnie wygląda to tak, że bukmacher X za te same wyniki może zapłacić trzy razy więcej, niż bukmacher Y.

W tej chwili stawki są różne. Z jednym bukmacherem PZPN może umówić się na kwotą niższą, a z innym na dwa razy wyższą. Jednym dolicza zysk tylko z online, a innym retail i online. Wszystko jest indywidualnie negocjowane i tak na pewno nie powinno to funkcjonować.

Jaki pan przewiduje najbardziej prawdopodobne zakończenie tej sprawy?

Wszystko zależy od tego w jaką stronę pójdzie rynek. Obecnie jest 19 podmiotów, które posiadają licencje na oferowanie zakładów wzajemnych w Polsce. Taka sytuacja oczywiście odpowiada PZPN, ponieważ od każdego może pobierać opłatę. W mojej ocenie jednak nie wszystkie podmioty utrzymają się na rynku. Docelowo zostanie – porównując do rynku angielskiego – około pięciu albo szczęściu bukmacherów. Część firm zapewne upadnie, a inne się skonsolidują. Dążę do tego, że obecnie przy 19 podmiotach z licencją, PZPN ma przewagę negocjacyjną. Tak naprawdę negocjuje ceny pewnie tylko z STS-em i Fortuną, a reszta dostaje konkretną cenę, którą musi zapłacić. Jeśli rynek się wykrystalizuje, zmienią się zasady negocjacji.

Wówczas PZPN będzie musiał liczyć się z całą stawką, a nie tylko z jedną albo dwiema firmami.

Dokładnie. I myślę, że tak się stanie, ponieważ w mojej ocenie na polskim rynku nie ma miejsca dla prawie 20 operatorów. Spójrzmy na operatorów telefonii komórkowej, których jest czterech. Piątemu już trudno wejść na rynek. Gdy będziemy mieli pięć albo sześć podmiotów łatwiej będzie zawiązać koalicję. Wówczas łatwiej będzie negocjować z PZPN.

Poza tym, tak jak mówiłem, rynek idzie w stronę tzw. zakładów szybkich, co jest jednoznaczne z tym, że wartość piłki będzie spadała. Po prostu większe przychody będzie generował e-sport, czy sporty wirtualne, a nie Ekstraklasa. Oczywiście ona zostanie, ale nie będzie kluczowa, co spowoduje, że PZPN nie będzie miał już tak silnej pozycji w negocjacjach.

Warto również zaznaczyć, że PZPN zapewne także na tym skorzysta, jeśli na polskim rynku zostanie pięciu albo sześciu operatorów, ponieważ będą generować większy wspólny zysk, niż obecnie kilkanaście firm.

Jeśli opłaty ewentualnie zostaną zniesione, bo nie jest tajemnicą, że zajmuje się tą sprawą Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, bukmacherzy będą mieli prawo, ubiegać się o zwrot pieniędzy, które stracili z tytułu opłat za wyniki we wcześniejszych latach?

Raczej będzie to niemożliwe. Przede wszystkim Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów będzie miał problem, by wywalczyć korzystny werdykt dla bukmacherów. Oczywiście PZPN jest monopolistą, ale nie jest również przedsiębiorcą, więc działa na innych zasadach. Tym samym nie do końca jestem przekonany, czy UOKiK jest władny, by cokolwiek nakazać w tej sprawie. Być może się mylę, ponieważ nie widziałem zawiadomienia, ale w mojej ocenie naprawdę będzie trudno, by UOKiK orzekł, że PZPN złamał zasady konkurencji.

PZPN jest organizacją sportową, która organizuje piłkę nożną w Polsce. Działa na zasadach prawa sportowego, a co za tym idzie ma pewne uprawnienia. Podpisał legalne umowy z bukmacherami, których nikt do tego nie zmusił. Reasumując wątpię, że dojdzie nawet do zniesienia tych opłat, a co dopiero do nakazania PZPN, by oddał pieniądze za wcześniejsze lata, gdy przepisy zostały naruszone. Być może ktoś spróbuje – jeśli faktycznie opłaty zostaną zniesione przez naruszenie prawa do konkurencji – złożyć wniosek o zwrot pieniędzy za wcześniejsze lata, ale nie wróżę sukcesu. Bo tak jak mówiłem PZPN ma pozycję dominującą, ale nie jest przedsiębiorcą. Na dobrą sprawę ktoś mógłby stworzyć PZPN 2 i zorganizować ligę alternatywną. Monopol PZPN na organizowanie rozgrywek piłkarskich wytworzył się naturalnie, a to wiele zmienia w tego typu sprawach.

Zajmuje się pan również doradzaniem w sprawie reklam na rynku hazardowym. Czy w ostatnim czasie klienci przychodzą do pana z bardziej kreatywnymi pomysłami, niż przed nowelizacją ustawy?

Klienci mają pomysły na różne akcje promocyjne, ale nie wszystkie można zrealizować ze względów prawnych. Oczywiście reklama jest dozwolona, ale istnieję pewne ograniczenia, o których pracownicy działu marketingu firmy bukmacherskiej nie zawsze wiedzą. Wówczas musimy interweniować lub podsunąć inne rozwiązanie, które będzie zgodne z prawem.

Jak ważna jest reklama na rynku hazardowym?

Bukmacher nie stworzy przewagi konkurencyjnej w ofercie albo kursach, ponieważ wszyscy mają podobny produkt. Tutaj nie da się mówiąc kolokwialnie zrobić różnicy. Nowych klientów przyciąga się trochę poprzez bonusy, ale przede wszystkim przez akcje marketingowe i promocyjne.

Czy uważa pan, że standardy reklamy mocno się zmieniły na przestrzeni ostatnich lat?

Zmieniły się i to bardzo. Wszystko idzie w kierunku bardziej agresywnej polityki marketingowej. Niektórzy działają na granicy prawa, a co za tym idzie szukają rozwiązań, które w pewnym sensie ich bronią, ale z drugiej strony można powiedzieć, iż delikatnie łamią prawo. Akurat naszym klientom doradzamy raczej bezpieczne działania. Widzę jednak co się dzieje, gdyż bacznie obserwuję rynek. W kilku przypadkach zaobserwowałem przekroczenie granicy prawa. Wynika to z tego, że rynek nadal się rozwija i każdy próbuje różnymi sposobami przyciągnąć klienta. Poza tym nie do końca mamy uregulowane prawo reklamy w kwestii tego, co można zrobić, a czego na pewno nie można się dopuścić. Owszem, mamy przepisy ustawy, które mówią, że reklama jest dozwolona, a promocja zabroniona, lecz definicje reklamy i promocji na siebie nachodzą. Trudno zdefiniować nawet prawnikom, co jest reklamą, a co promocją. Nie mamy wiążącego orzecznictwa w tym zakresie. Co więcej nie ma wykładni ze strony organów celnych albo jest bardzo minimalna.

Co mogłoby uregulować rynek w zakresie reklamy firm bukmacherskich?

Wola ze strony regulatora, który powinien pewne akcje reklamowe piętnować. Nie mówię, żeby zamykać bukmacherów, ale wskazać granicę, do której można się poruszać. Wówczas wszyscy by zobaczyli, że pewnych rzeczy nie wolno robić, ponieważ będzie interweniował Urząd Celno – Skarbowy albo Ministerstwo Finansów. Obecnie jednak urzędy nie mają czasu, by się tym poważnie zająć.

Myśli pan, że może się to zmienić?

Wydaje mi się, że w najbliższym czasie może dojść do zmiany, ponieważ rynek już się nasycił. Obecnie rozpatrywane są już chyba tylko dwa albo trzy wnioski o wydanie zezwolenia. Wówczas Ministerstwo Finansów będzie miało więcej czasu i zacznie baczniej przyglądać się akcjom marketingowym i reklamom bukmacherów.

Uwarunkowania w zakresie przepisów reklamy hazardowej były wzorowane na przepisach dotyczących reklamy leków i alkoholu, z tą różnicą że rynek alkoholu kontroluje specjalna agencja, która interweniuje, gdy pewne zasady zostały złamane. Przy reklamie leków jest podobnie.

Pana zdaniem warto byłoby stworzyć podobną agencję, która obserwowałaby rynek hazardowy?

Wydaje mi się, że nie, ponieważ pojawiłby się kolejny regulator, a to oznaczałoby kolejne utrudnienia. Nie jestem za regulowaniem wszystkiego, ale chciałem zwrócić uwagę, że obecnie nikt na rynku hazardowym tego nie kontroluje. Ministerstwo Finansów wydaje jedynie zezwolenia, a Urzędy Celno – Skarbowe zajmują się milionem innych rzeczy, więc nie mają czasu, by kontrolować kolejny rynek. I właśnie dlatego, że nikt tego nie obserwuje, marketing firm bukmacherskich idzie bardzo szeroko. Myślę, że to może odbić się dla branży czkawką, ponieważ kiedyś ktoś przekroczy granicę i posypią się kontrole oraz kary za naruszenie przepisów ustawy hazardowej w zakresie dozwolonej reklamy.

Był kiedyś taki pomysł by stworzyć tzw. białą księgę reklamy. Projekt ten zaproponowały największe firmy na rynku, czyli STS i Fortuna. W dużym uproszczeniu mówił on o tym, że reklama w zasadzie, by nie istniała. Na szczęście to nie przeszło, gdyż doszłoby do scementowania rynku. Nowe podmioty nie miałaby szansy przebić się do szerszego grona odbiorców. A tak przykładowo BETFAN zrobił fajną akcję marketingową z koniem, co wszyło świetnie, ponieważ nikt wcześniej tego nie zrobił. Oczywiście wszystko odbyło się w połączeniu z Mariuszem Pudzianowski, ale moim zdaniem to i tak był majstersztyk. BETFAN nie musiał wydać milionów na sponsoring klubu piłkarskiego, a i tak dotarł do szerokiej grupy potencjalnych klientów.

W ostatnim czasie chyba forBET zrobił najbardziej pomysłową akcję marketingową, ponieważ jako pierwszy bukmacher na świecie został ambasadorem biegów przełajowych.

Bardzo ciekawa akcja, która zapewne nie kosztowała forBET-u wielkich nakładów finansowych. Wystartują z tym pewnie na wiosnę, a żadną tajemnicą nie jest, że w Polsce jest moda na bieganie. Rynek jest teraz tak nasycony, że bukmacherzy muszą szukać swojej niszy właśnie poprzez nowatorskie akcje marketingowe.

Można powiedzieć, że nowe firmy bukmacherskie wprowadziły świeżość w trendach marketingowych?

Nowe firmy bukmacherskie mają bardzo fajne pomysły, jeśli chodzi o akcje marketingowe. Przede wszystkim są zupełnie inne niż mogliśmy zaobserwować w ostatnich latach. Dotychczas każdy sponsorował drużyny piłkarskie i rozgrywki. Kosztowało to zawsze mnóstwo pieniędzy, a czy przekładało się na większą rozpoznawalność? Moim zdaniem nie do końca.

Trzeba jasno powiedzieć, że nowi operatorzy nie są potentatami finansowymi na rynku i muszą sobie radzić w inny sposób. Czasami mam wrażenie, że niektórzy działają jak start-upy, ponieważ pracują tam zwykle młodzi ludzie, którzy mają bardzo kreatywne pomysły. W związku z tym to się rozwija. Stare firmy, które działają od lat na polskim rynku, mają swoją pozycję i zeszły trochę na boczny tor, jeśli chodzi o marketing.

Rzecz jasna część pomysłów nowych bukmacherów jest kopiowanych od zagranicznych operatorów, ale nie ma w tym nic złego. Jeśli coś działa na bardziej rozwiniętym rynku, to dlaczego z tego nie skorzystać?

Kluczem do sukcesu wydają się również Social Media i ogólnie Internet.

Zdecydowanie rządzą obecnie media elektroniczne. Wszystkie akcje marketingowe promowane są na mediach społecznościowych. Nowe kanały informacyjne są najważniejsze i  tutaj nie ma nad czym dyskutować. Co jeszcze zaobserwowałem wśród nowych bukmacherów, to fakt, że bardzo mocno stawiają właśnie na ekspertów od Social Mediów, co jest dobrą polityką. Jednak jeśli nie mieliby poza tym dobrego zaplecza technicznego, niewiele by zdziałali.

Wśród marketingowców nowych firm na rynku widać również, że mają dobre wyczucie, czego jeszcze kilka lat temu nie było w branży bukmacherskiej. Połączenie tych wszystkich rzeczy daje takie efekt przewagi konkurencyjnej. Oczywiście nadal można wywiesić wielki baner reklamowy na przykład na stadionie Legii, ale mam duże wątpliwości, czy takie działania mają jeszcze jakikolwiek sens. A na pewno taki sposób reklamy jest dużo bardziej kosztowny, niż ten w Social Mediach.

Należy pan do wąskiego grona prawników specjalizujących się w grach hazardowych, w szczególności na rynku bukmacherskim. Z czego to wynika, że mamy tak mało specjalistów/prawników w tej branży?

Tak naprawdę znam dwie albo trzy kancelarie specjalizujące się w prawie hazardowym. Prawie nikt się na tym nie zna, ponieważ rynek zakładów wzajemnych jeszcze kilka lat temu był bardzo wąski. Działały cztery podmioty, a tym samym nie było wiele pracy dla prawników. Wówczas funkcjonowało to tak, że każdy miał swojego prawnika wewnętrznego, który załatwiał wszystkie sprawy. Tak do tej pory jest w Totolotku i STS.

Część prawników od hazardu zajmowało się kwestiami związanymi z różnego rodzaju postępowaniami w sprawie automatów do gry. Były to jednak postępowania stricte dotyczące rozmów ze służbami celnymi. Rynek naprawdę był bardzo mały i prawnicy odpuszczali ten temat, ponieważ wiedzieli, że trudno byłoby znaleźć klienta.

My natomiast zajmujemy się rynkiem hazardowym od wielu lat. Zarówno jeśli chodzi o kwestie związane z automatami, jak i zakładami wzajemnymi. Sam kiedyś obsługiwałem producenta automatów do gier. Znaliśmy więc ten rynek od strony dostawców dla branży hazardowej. I w związku z tym bardzo łatwo nam było wejść na rynek samych zakładów wzajemnych. Posiadaliśmy już kilka lat temu know how, a teraz nasza wiedza jest jeszcze bardziej rozbudowana. Wynika to z faktu, że obsługujemy kilku bukmacherów, a także firmy specjalistyczne, które zajmują się dostawami dla rynku hazardowego.

Posiadacie również wiedzę potrzebną do uzyskania zezwolenia na oferowanie zakładów wzajemnych.

Mamy wiedzę ze strony regulatora i wiemy jak funkcjonuje Ministerstwo Finansów. Dzięki temu mamy świadomość, jakie warunki trzeba spełnić, by jak najszybciej otrzymać licencję. Mogę się nawet pochwalić, że mamy rekord w nowej historii branży bukmacherskiej, ponieważ dla jednego operatora uzyskaliśmy licencję poniżej sześciu miesięcy.

Co najczęściej odradzacie nowym bukmacherom, jeśli chodzi o kwestie prawne?

Z uwagi na fakt, że współpracujemy z dostawcami rozwiązań technicznych, potrafimy ocenić, czy dane rozwiązane techniczne zostanie zaakceptowane przez Ministerstwo Finansów. Czasami klienci przychodzą do nas i mówią, że dostali propozycję od firmy informatycznej na powiedzmy wdrożenie jakiegoś systemu. Wówczas sprawdzamy, co to jest i naprawdę szybko potrafimy ocenić, czy MF zaakceptuje ten system. Jeśli uważamy, że będzie to skomplikowane, odradzamy klientowi ten produkt, ponieważ może stracić dużo czasu i pieniędzy.

Wszystko to wydaje się trudne, ponieważ z tego co pan mówi trzeba posiadać nie tylko wiedzę o prawie hazardowym, ale także znać się na technologii.

Niestety tak to wygląda. Rzecz jasna wiedza o prawie hazardowym jest kluczowa, ale poza tym trzeba mieć jeszcze know how, jeśli chodzi o technologię. Prawnik musi mieć świadomość, jakie są dopuszczalne rozwiązania technologiczne, wdrożeniowe, systemowe i informatyczne. Oczywiście wszystko to sprowadza się do kwestii regulacyjnych, bo tak naprawdę jeśli bukmacher otrzyma licencję, może rozpocząć działalność. Wówczas mogą wydarzyć się prawne problemy, ale zwykle nie są skomplikowane.

Myśli pan, że z uwagi na fakt, że rynek się rozwija, coraz większa rzesza prawników zacznie działać w tym segmencie?

Trudno wyrokować mi w tym temacie, ponieważ trudno wejść na rynek, jeśli nie ma się bezpośredniego kontaktu z bukmacherem. Duże kancelarie próbowały wejść na rynek – mam na myśli firmy międzynarodowe – szybko jednak się poddawały. Jeśli tego nie robi się cały czas i nie funkcjonuje się w tym środowisku, właściwie niemożliwym jest działanie w tym segmencie.

Tak naprawdę zdobycie know how graniczy z cudem, ponieważ praktycznie nie ma na ten temat książek, komentarzy i wykładni Ministerstwa Finansów. Wiedzę czerpie się procedur, które wynikają z doświadczenia. Po prostu trzeba przejść kilka razy przez procedury MF, które nie są nigdzie spisane, by zdobyć know how. Tak samo jest z kontrolami celnymi. Tego nie da się nauczyć czytając tylko przepisy. Jeśli ktoś nie pracuje cały czas w tym środowisku, nigdy nie zdobędzie specjalistycznej wiedzy.

Jedyna szansa na stworzenie nowej kancelarii zajmującej się prawem hazardowym będzie wtedy, jeśli na przykład z waszej firmy odejdzie wieloletni pracownik i postanowi założyć swoją działalność?

Szczerze mówiąc tak to właśnie wygląda. Oczywiście pewną wiedzę mają również prawnicy, którzy są bezpośrednio zatrudnieni przez bukmachera. Wiedzą jak wszystko funkcjonuje u ich pracodawcy. Ograniczeni są jednak tym, że nie mają szerszego spojrzenia, gdyż widzą tylko jak działa się w jednej firmie. Nie wiedzą do końca co dzieje się na rynku i w Ministerstwie Finansów. Trudno więc mi powiedzieć, czy poradziliby sobie, gdyby założyli kancelarię zajmującą się stricte prawem hazardowym.

Ktoś z nowicjuszy zdołał zdobyć licencję dla bukmachera?

Ostatnio widziałem zezwolenie dla jednego z nowych bukmacherów , które uzyskał prawnik nie specjalizujący się w prawie hazardowym. Na wniosku widniał jednak 2017 rok, co oznaczała, że zajęło mu to ponad dwa lata. Po prostu ten człowiek uczył się wszystkiego od podstaw i stąd tak długi czas oczekiwania.

Jest pan w stanie powiedzieć ile zwykle potrzeba czasu, by uzyskać zezwolenie na oferowanie zakładów wzajemnych od Ministerstwa Finansów?

Myślę, że około ośmiu do dziewięciu miesięcy, w zależności czy mówimy o zezwoleniu typu online, czy retail.

Rozmawiał: Bartosz Burzyński